Z perspektywy Harrego;
Zacisnąłem mocno pięści widząc jak, ta
suka patrzy na mnie przerażona próbując coś powiedzieć. Miałem ochotę ją w tej
chwili tak po prostu rozwalić na milion kawałeczków. Sama się do mnie dowalała
a teraz zachowuje się jakby to była moja wina. Ja jej nie kazałem dobierać się
do mojego rozporka, no halo. No ale w sumie z drugiej strony nie ma co się jej
dziwić, że próbowała się dobrać do mojego przyjaciela. Nie jedna wie ile on
potrafi. Chwyciłem ją za nadgarstek i mimo protestów torowałem drogę wśród
rozgrzanych ciał. Ta dziwka zapłaci za to. Skończy to, co zaczęła, czy jej się
to podoba czy nie. Teraz to ona będzie prosić. Popchnąłem ją na ścianę i z
głośnym hukiem zatrzasnąłem drzwi kabiny. Jej oczy zachodziły łzami, a warga
trzęsła się w oznace bezsilności. Zapomniała z kim zadarła. Jestem Harry
Styles, do cholery, a mnie się kurwa nie traktuje jak idiotę bo nim nie jestem
do chuja.
-Wypuść mnie, proszę- wyszeptała
próbując mnie wyminąć i nabrać na te kurewskie oczka. Przepraszam ale to nie ze
mną te numery. Kpiący uśmieszek zarysował się na moich ustach, gdy desperacko
próbowała wydostać się z toalety
-Na kolana- syknąłem, a widząc
zdezorientowanie dziewczyny zaśmiałem się gorzko.
-chyba nie uważasz, że możesz tak po
prostu iść? Musisz skończyć to co zaczęłaś, mała suko- jej ciało nie ruszyło
się nawet o centymetr, a klatka unosiła się pod wpływem nierównego oddechu.
Teraz udawała cnotkę niewydymkę a jeszcze chwilę temu chciała mi obciągnąć.
Boże, dziewczyny w tych czasach są okropnie niezdecydowane. Raz bawią się w
zwykłe dziwki a raz…
- Czemu nie dasz mi spokoju, Styles? -
skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i nabierając odwagi spojrzała wprost w
moje oczy. Nie wiem czy myślała, że tymi bezbronnymi minami mnie przekupi czy
wywoła litość… ale jakoś nie za bardzo było mi po doradzę uświadamiać jej, że
ten plan się nie powiedzie.
-Chciałaś mi obciągnąć, teraz nie ma
już odwrotu. Co się zaczyna to się kończy.- spojrzałem znacząco na moje krocze
i unosząc brwi czekałem na to aż blondynka zacznie swoją robotę. No bo ile
można czekać? Wcześniej jakoś nie musiałem jej do tego namawiać.
-No dalej, nie jedna chciałaby się za
mnie zabić. Czemu odpuszczasz? - mój palec powędrował do jej policzka,
kreśliłem abstrakcyjne wzory zjeżdżając na linię szczęki. Oddech zamierał w jej
piersi, a z cichych pomrukiwań mogłem wywnioskować, że się jej to podoba.
Docisnąłem swoje biodra do jej uda, a jej gardło opuścił jęk. Przylgnąłem
ustami do płatka jej ucha. Wiedziałem, że ją to podnieca i że w końcu zmięknie.
To było wręcz oczywiste.
-Wiesz, jak bardzo pragnę zobaczyć
twoje usteczka owinięte na moim członku?- wychrypiałem przyciskając
nabrzmiałego penisa do jej uda.
-Zobacz, jak twardy jestem dla
ciebie.- Nie musiałem długo czekać. Dziewczyna pokiwała głową i z leniwym
uśmiechem ścisnęła moje przyrodzenie. Jej palec kreślił kółka na wybrzuszeniu,
gdy drugą ręką odpinała mój rozporek. Powoli ocierając się o moją klatkę
piersiową zniżyła się na wysokość moich bioder. Chuchnęła na mojego kutasa i
patrząc wyzywająco w moje oczy pociągnęła zębami za gumkę bokserek. Nie
spuszczając ze mnie wzroku owinęła swój język na główce mojego penisa zlizując
z niego lepką warstwę preejakulatu. Sapnąłem cicho wplatając palce w jej włosy.
Oplotła ustami mojego przyjaciela i mocno zaciskając policzki pochłonęła całą
jego długość. Desperacko wypychałem biodra znajdując się, o ile to możliwe
jeszcze głębiej w ustach dziewczyny. Krztusiła się, ale mi to nie
przeszkadzało. Zaczęła tą grę, niech ją skończy. Mój członek pulsował w jej
ustach i czułem, że zaraz będzie finał. Przymknąłem powieki odchylając głowę do
tyłu. Blondynka połknęła wszystkie soki mojego spełnienia oblizując przy tym
wargi. Wstała i chciała mnie pocałować, na co ja odepchnąłem ją lekko.
-Dziękuje, suko- zaśmiałem się
zapinając spodnie.
-Jeden z najlepszych lodzików jakie
kiedykolwiek miałem - ostatni raz spojrzałem w jej stronę i kręcąc z
politowaniem głową zostawiłem ją samą. Harry Styles zawsze dostaje to, czego
chce. To śmieszne bo ona pewnie liczyła na coś więcej, ale jak widać
przeliczyła się znacznie za dużo. Niektóre z nich zachowują się jakby mnie nie
znały. Dla mnie w tej chwili liczy się tylko jedna osoba, tylko jedna
dziewczyna…
Teraz skupiałem się tylko na jednym.
Gdzie jest Jo?
Podszedłem do jednego z bramkarzy
ponieważ byłem pewny, że oni wiedzą coś na ten temat.
-Widzieliście gdzieś dziewczynę z
którą tutaj wszedłem?- zapytałem z wielką niecierpliwością którą można było
dosłyszeć w moim głosie.
-Tak, jakieś piętnaście minut temu
wybiegła stąd z Clarkiem. Była jakaś zapłakana…
-Z kim kurwa?- zapytałem po raz
kolejny. To było niemożliwe… niemożliwe.
-Z Clarkiem…
Nie czekałam dłużej, tylko wybiegłem z
klubu kierując się prosto do swojego samochodu.
Z perspektywy Jo;
-Co się stało?- blondyn spojrzał na mnie
zdziwionym wzrokiem kiedy tylko znalazłyśmy się w jego wozie.
-Nic. Nieważne...- stwierdziłam
próbując złapać czysty oddech. -Przecież to jest oczywiste, że coś jest na
rzeczy. Bo w innej sytuacji nie wpakowałabyś mi się do auta, chyba mam racje
prawda?- toczył dalej ten temat a ja już nie miałam siły... Nie miałam ani
trochę…
-No mów co jest na rzeczy!- pospieszył
mnie nieco gwałtowniejszym tonem.
-Nie krzycz na mnie! Poza tym to nie
twoja pieprzona sprawa!- Warknęłam wściekła.
-Jak nie moja sprawa to wypad z auta!
-Co? Ale... Pieprzony gnojek! Wszyscy
jesteście tacy sami!- wybiegłam z tego cholernego auta najszybciej jak tylko
mogłam i biegłam przed siebie. Po chwili poczułam szarpnięcie za ramię i
upadłam centralnie w kogoś ramiona.
-Co jest do cholery...
-Przepraszam! Poniosło mnie! Nie
chciałem odzywać się do ciebie w ten sposób. Moja wina.- blondyn, znów ten
blondyn. Wszędzie tylko on.
-Okej...- odpowiedziałam nie mając juz
na nic kompletnie siły. Okej? Tak, okej! Chciałam po prostu trochę spokoju.
-Chodźmy.- stwierdził pociągając mnie
za sobą. Jechaliśmy w ciszy. Nie wiem gdzie, chyba do niego. Jakoś mnie to nie
obchodziło i chyba narazie nie miało nawet zamiaru. Po dziesięciu minutach
jazdy w końcu zatrzymał swój samochód na parkingu ogromnego domu, ogromnego i
pięknego domu...
-Wow, ty tu mieszkasz?- zapytałam
pełna zdziwienia. Tego się akurat nie spodziewałam.
-Tak, mieszkam tu. Podoba się?-
zaśmiał sie w ten swój tajemniczy sposób i zamykając drzwi pociągnął mnie w
stronę wejścia do tej niesamowitej willi.
-Jest super!- odpowiedziałam będąc pod
wielkim wrażeniem gdy tylko przekroczyliśmy próg drzwi. W środku było jeszcze
ładniej niż na zewnątrz. Dosłownie.
-Która jest godzina?- dodałam po
chwili namysłu. Chciało mi się piekielne spać ale nie ma co się dziwić.
-Piąta rano, a dokładniej piąta
trzydzieści.- odpowiedział swobodnie idąc przed siebie a ja zaraz za nim.
-Słucham? Żartujesz prawda? Przecież
ja na siódmą mam do szkoły czyli o szóstej musze wstać. To jakiś obłęd! Mam
spać pól godziny?- moje niedowierzanie rosło we wściekłość.
-Kochana... Właśnie dzisiaj jest
sobota. Też musisz iść do szkoły?- zaśmiał sie bardziej stwierdzając niż
pytając. Nawet nie czekał na moją odpowiedz tylko pociągnął mnie za rękę
wchodząc do pomieszczenia które wyglądało na kuchnie i na pewno nią było.
-A teraz opowiadaj.-posadził mnie na
krześle a sam usiadł na przeciwko.
-Co…
-Tylko proszę teraz nie wymyślaj jakiś
głupot, tylko po prostu opowiedz od początku aż do końca co takiego się
wydarzyło.- poprosił przewracając oczami.
-Harrego pewnie znasz, prawda? Zresztą
nieważne. Znasz bo sam o nim mówiłeś. Kiedy szłam przez tłum zobaczyłam
korytarz i chciałam przez niego przejść ale wtedy zobaczyłam moją przyjaciółkę
która klęczała… klęczała przed Harrym i rozsuwała mu przypórek. A kiedy to
zobaczyłam już po prostu nie mogłam, nie mogłam… jak oni oboje mogli mi to
zrobić.- kiedy to mówiłam z oczu nie poleciała mi ani kropelka łzy. Byłam
twarda, przynajmniej próbowałam być i chyba nawet mi się to udawało.
-Ah, teraz to wszystko rozumiem. Nie
ma co się rozklejać, Harry to…
-Nie rozklejam się jak widzisz.-
skrzywiłam się słysząc to z jego ust. Przecież chyba nie był ślepy, nie
płakałam, nie krzyczałam i nie…
-Ale wystarczy, że wcześniej to
robiłaś.- przerwał mi marszcząc czoło tak jakby nie miał ochoty dłużej mnie
słuchać.
Chciałam coś powiedzieć ale właśnie w
tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Kto to?- zapytałam z ciekawości.
-Nie mam pojęcia, zaczekaj tu, pójdę
sprawdzić.- rozkazał i skierował się w kierunku drzwi. Nie miałam zamiaru go
słuchać i siedzieć w miejscu jak posłuszny piesek więc poszłam zaraz za nim.
Otworzył drzwi a tuż przed nimi stał… Harry.
-O widzę twoja kultura jest większa
niż wcześniej. Wiesz co to dzwonek do drzwi i … wiesz jak go używać! Gratulacje
Harry.- zaśmiał się blondyn spoglądając na Stylesa. Zatem tamten tylko
zmarszczył brwi, omijając go i wchodząc do środka.
-Jo…- zaczął kiedy tylko mnie
zobaczył.
-Nie, nie. Skąd ty się tu wziąłeś?
Kiedy ty się w końcu odwalisz. O Boże! Daj mi Święty spokój…- już po prostu nie
mogłam. Jak go zobaczyłam to tak po prostu wybuchłam. Upadłam na kolana
zalewając się łzami. Poczułam po chwili jego dłonie na moim ramieniu.
-Uspokój się… mogę ci to wszystko
wyjaśnić! Tylko się uspokój.
-Jak mam się uspokoić, jak? Po prostu
powiedz mi jak? Bo ja tego nie rozumiem…
-Jak kurwa? Normalnie. Japierdole z
wami to zawsze jest problem! Jak z niejedną to z drugą. Czy wy wszystkie
musicie być takie popierdolone.
-Harry daj spokój, ona ma chyba już
dość na dzisiaj.- powiedział blondyn spoglądając na mnie współczującym
wzrokiem.
-Clark, kochany braciszku a coś ty się
taki dobry zrobił?- Harry zaśmiał się spoglądając w jego stronę.
-Przestań to nie czas…
-Oh, proszę cię. To kto tu jest tym
krwistym mordercą bez serca? Ja czy ty?- Styles po raz kolejny zaśmiał się tym
swoim bezczelnym śmiechem.
-Ty…- powiedziałam na głos wstając z
podłogi.
-Co?- odezwał się brązowowłosy patrząc
na mnie z grymasem na twarzy.
-Ty jesteś krwistym mordercą bez
serca. To ty jesteś największym, pieprzonym gnojkiem na świecie. To ty jesteś
najbardziej beznadziejny z możliwych. Ty jesteś okrutny i to właśnie ty nie
masz serca!- wykrzyczałam mu to prosto w twarz no i … dostałam od niego prosto
w twarz tak, że nogi się pode mną ugięły i spadałam ponownie na kolana
delikatnie jęcząc pod nosem.
-Właśnie o tym mówiłam.-dodałam po
chwili namysłu.
-Nie chcę ci nic mówić złotko ale
właśnie mieszkasz pod dachem mojego brata, mojego. To znaczy, że geny mamy
takie same i coś jest w nas takiego samego. A nawet blondyn z którym się
zakumulowałaś ma chyba jeszcze więcej morderstw za sobą. Ale jak chcesz z nim
tkwić pod jednym dachem i czekać aż stanie się coś ciekawego to powodzenia
złotko. Tylko pamiętaj, że jestem ostatnim który cię ostrzegał…
*
Chciałam tylko napisać, że osoby które
nie rozumieją, że tak rzadko dodaje rozdziały albo niech po prostu odpuszczą z
czytaniem,
albo niech postarają się zrozumieć.
Od teraz z pisaniem pomaga mi jedna
dziewczyna więc piszemy razem.
Ask Harrego: http://ask.fm/MonsterSyles
Ask Jo: http://ask.fm/JoPoolow
Jeśli są osoby które chciałby się
zając prowadzeniem ich kont na Ask'u i Twitterze to pisać do mnie:
http://ask.fm/Patricila