wtorek, 22 kwietnia 2014

Twenty-seven

Z perspektywy Harrego;
Wszyscy mają do mnie pretensje o byle co, więc jak ja kurwa mam spokojnie prowadzić te życie? Temu za mało zapłaciłem, temu za dużo rozwaliłem ryj, tamtego chuja nie zabiłem... Tej nie kocham. Tamtą wykorzystałem. Ludzie. Niektórzy myślą, że przejdzie mi ten okres, że przestanę nadużywać alkohol, bić, zabijać, kraść i łamać prawo, ale dlaczego miałbym przestać? Nikt tego nie rozumie. To jest moje życie, moje sumienie i moja pieprzona sprawa. Gdybym nie chciał to bym tego nie robił, ale ja chcę i nic nie jest w stanie stanąć mi na drodze. Jedni myślą, że to co robię to jedynie mój kaprys, może i tak jest, ale czy oni przypadkiem nie mogą też pomyśleć, że mam powód do tego kaprysu? Że nie bez powodu robię to co robię? To dziwne, że niektórzy nie mogą się z tym pogodzić. Dajmy na przykład taką Jo, co ona sobie myślała? Że ja byłbym w stanie ją pokochać? Jej ojciec który jest całkowitym skurwysynem, zabił mojego brata. Zabił go.
A teraz ja zabiłem jego córkę, zabiłem jej uczucia i zraniłem jej serce. Ale właśnie o to w tym wszystkim chodziło od samego początku. Świat nie jest sprawiedliwy, bo kto powiedział, że jest? 
Z perspektywy Jo;
Czas wolniej leci. Wydaje nam się, że za chwile wszystko stanie w miejscu, a czy nie tak byłoby łatwiej? Każdy dorosły, każdy dzieciak, zatrzymałby się. Prócz jednej osoby, ciebie. Wtedy przez chwile wszystko byłoby łatwiejsze. Mogłabyś robić co chcesz, skorzystać z rzeczy z ktorych wcześniej nie mogłaś mieć tylko dla siebie. Powiedzieć do drugiej osoby, to co zawsze chciałaś powiedzieć, ale nigdy nie miałaś odwagi. Przez chwile nie bać się. Nie bać się, że ktoś cię wyśmieje. Nie bać się zrobić rzeczy przed którymi wcześniej czułaś strach. Nie bać się podejść i uderzyć tą osobę prosto w twarz mówiąc jak bardzo jej nienawidzisz i kochasz równocześnie. 
Życie jest podłe i mało sprawiedliwe. Od chwili kiedy zrozumiałam,
że Harry mnie nie kocha stałam się inna, słabsza. Nie widziałam go od całych dwóch tygodni, siedmiu godzin i dwudziestu pięciu minut. Mogę powiedzieć tylko jedno, miłość jest do dupy.
-Jest straszna.-stwierdziłam na głos nie mogąc znieść już swojego głosu wewnątrz siebie.
-Słucham?-odezwała się Sue która usłyszała moją uwagę. Od całego tego zdarzenia Sue poświęcała mi dużo czasu, zbyt dużo. Chyba myślała, że jestem chora a nie, że mam po prostu złamane serce. Nie zdawała sobie najwidoczniej z tego wszystkiego sprawy. Z czasem jej towarzystwo zaczęło mnie irytować. Po prostu nie mogłam wytrzymać jej osoby, nie opuszczała mnie na krok co mnie koszmarnie przytłaczało, nie mogłam odnaleźć własnej przestrzeni. Wiadomo, że zachowywała się tak dlatego, że chciała dla mnie dobrze, ale ja czułabym się lepiej w samotności. Chciałam wszystko przemyśleć w ciszy i spokoju a nie z jej głową i paplaniem nade mną. 
-Nieważne, nie mówiłam do ciebie tylko do siebie samej.-odwarknęłam nie mogąc się powstrzymać.
-Oh, nie bądź wredna. A tak w ogóle wiesz, że gadanie do siebie to choroba?-zaśmiała się, a ja próbowałam się powstrzymać od tego aby jej nie walnąć.
-Bez różnicy, i tak już zrobiłaś ze mnie chorą na głowe.- odpowiedziałam obojętnie, w ogóle się nie wysilając. Su przeczesała nerwowo swoje włosy lewą dłonią i spojrzała na mnie z przykrą miną. 
-Jo nie wygłupiaj się...
-Nie kurwa, mam już ciebie dość. Kocham cię nad życie i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła ale proszę cię idź już do swojego domu. Chce pobyć sama, przemyśleć wszystko i poukładać sobie ten pieprzony bajzel który kręci się wokół mnie.-w końcu wybuchłam. Świadomość, że odzywałam się w ten sposób do mojej przyjaciółki z lekka mnie przeraziła ale wiedziałam, że innym sposobem się jej nie pozbędne. Było mi przykro, że ją tak traktowałam, ale też poczułam ulgę kiedy wstała ze smutkiem wyrytym na twarzy i po prostu wyszła mrucząc pod nosem coś w stylu 'trzymaj się'.
Jakiś tydzień temu wróciłam do ciotki. Postanowiłam, że spakuje wszystkie swoje rzeczy które miałam i pojadę do domu. Wtedy też ostatni raz widziałam Clarka. Odwiózł mnie pod sam dom pomagając mi się uporać z walizkami, które przyniósł mi pod same drzwi. Najbardziej zdziwiło mnie to, że gdy odjeżdżał jego usta połączyły się z moimi. Pocałował mnie. To był szybki pocałunek, tak szybki, że prawie go nie poczułam. Popatrzył mi w oczy i odjechał autem nie pozostawiając mi ani słowa. W domu zastałam tylko jednego z moich rodziców, tatę. Od niego się dowiedziałam, że mama się wyprowadziła. Do jednego z jej kochanków. A tata mi niemal przysięgał na kolanach, że nikogo nie ma i jak narazie nie ma zamiaru się z nikim zawiązywać. To mnie uspokoiło. 
Macie czasem takie uczucie, że ktoś was obserwuje? Że ktoś was obserwuje we własnym domu? W łóżku kiedy próbujesz zasnąć? Nie? To dziwne bo ja miałam takie przez całą noc, non stop budziłam się z gęsia skórką i strachem który po prostu we mnie buzował. Kiedy przebudziłam się o drugiej nad ranem miałam przeczucie, że ktoś mi się przygląda i wcale się nie myliłam. Na szkrzyni która była przeznaczona na pościel siedział Harry. Uśmiechał się. Ale to był uśmiech potwora, a nie nrmalnego chłopaka. 
-Cześć słoneczko, jak tam u ciebie?-uśmiechnął się podle zdając sobie dobrze sprawę z tego, że u mnie jest źle. Leżałam jak sparaliżowana. Co on tu robił? Po co przyszedł? Może mnie jednak kocha? Może przyszedł przeprosić, że nie wyznał mi tego wczesniej? Że wzlekał przez tak długi czas? Nie miałam pojęcia czego chciał. Czy chciał dobrze, czy źle. Może jego zamiary nie były takie dobre jak mi się zdawało. Harry wstał i przesunął się wzdłuż łóżka, siadając na mnie okrakiem. Jego ciało mnie miażdżyło. Przygwoździł moje nadgarstki do pościeli pochylając się nade mną.
-Harry czego chcesz?-zapytałam a w oczach momentalnie zebrały się łzy. Po jego czynach zaczęłam się domyślać, że jego zamiary wcale nie są takie dobre jak mi się zdawało. 
-Nie masz ochoty na seks? Bo ja mam ochotę żeby cię pieprzyć.-stwierdził muskając moją szyje ustami.
-Daj spokój to nie jest śmieszne.-syknęłam lekko przerażona. Nie wiedziałam do czego jest zdolny. Boże, ja miałam nadzieję, że on chociaż mnie lubił. A on? On mnie nienawidził całym sercem, a ja go całym sercem kochałam. 
-Przecież mnie tak kochasz? Coś nie tak słoneczko?-zaśmiał się szyderczo. Wpakował mi swój język do buzi nachalnie całując. Chciałam się mu wyrwać ale nie mogłam. Był za silny. Tak po prostu znęcał się nademną psychicznie i fizycznie. Był wściekły, ale na mnie? Co ja mu takiego zrobiłam? Chyba nie zasłużyłam sobie na takie zachowanie, na taką nienawiść z jego strony. 
-Pieprzmy się Jo, pieprzymy się-syczał mi do ucha. A ja po prostu cicho łkałam. 
-Przestań, zejdź ze mnie!-Warknąłam na niego zalana łzami.  Chciałam krzyczeć ale nie mogłam. Mój tata od razu zajawiłby się w moim pokoju i zabiłby Harrego na miejscu. A może i to lepiej?
-Oh, Jo! Z tobą nie ma ani krzty zabawy!-syknął zirytowany.-no i ty się jeszcze dziwisz, że ja cię nie kocham.-te słowa wypowiedział jak jad który parzy go w język. Był ostry, ranił jak brzytwa, kompletnie nie przejmując się moimi uczuciami.
-Proszę cię wyjdź.-poprosiłam szeptem nie mogąc się wysilić na nic więcej. Moje serce krwawiło. Byłam zniczona i w środku i na zewnątrz. To bolało jak cholera ale nic nie mogłam zrobić.
Chciałam po prostu żeby to wszystko okazało się tylko głupim snem, ale niestety zdawałam sobie sprawę z tego, że było to zbyt realne, aby mogło być tylko snem.
-Więc do zobaczenia słoneczko, do kiedyś tam.-uśmiechnął się głupio i wyszedł przez taras zostawiając mnie zapłakaną i zrujnowaną. Łzy ciekły mi z oczu i nie chciały przestać. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chwyciłam telefon i napisałam do jednej osoby która mogła mi pomóc.
'Proszę przyjdź to pilne, nie zostawiaj mnie i ty...'-wystukałam na klawiaturze i poniosłam się głośnym płaczem. Nie minęło nawet dziesięć minut a na tarasie zjawiła się osoba której najbardziej teraz potrzebowałam. Pozwoli zbliżył się do okna, uchylając je i szybko wchodząc. Od razu wstałam na równe nogi rzucając się mu w ramiona.
-Proszę cię nie zostawiaj mnie już nigdy! proszę! Błagam!-zaczęłam panikować i równocześnie histerycznie szlochać. Przytulił mnie do siebie i pozwolił się wypłakać. Byłam mu za to wdzięczna. Za wszystko. Za to, że jest i za to, że jeszcze nie uciekł. 
-Jo, uspokój się. Nigdzie się nie wybieram, nie zostawię cię.-odezwał się ciepło Clark, uspokajając mnie tymi słowami. W końcu łzy przestały wydobywać się z moich oczu. Wydostałam się z jego objęć. Pociągłam go w stronę łóżka. Usiedliśmy oboje a wtedy wszystko mu opowiedziałam.
-Jak go tylko spotkam to go zabije. Przysięgam.-Warknął blondyn, a jego oczy wypełniły się złością.
-Nie warto.-stwierdziłam ściskając jego rękę.-mam do ciebie pytanie... A nawet kilka pytań-popatrzyłam na niego chcąc się dowiedzieć czy mgę dalej kontynuować. Popatrzył na mnie zaciekawiony więc uznałam to za pozwolenie.-dlaczego Harry jest taki jaki jest? 
Chłopak zaśmiał się słysząc moje pytanie. Chyba się na to przygotowywał.
-To nie jest łatwe, on po prostu chce zapomnieć.-odparł nabierając głośno powietrza.
-Mów postaram się zrozumieć. Powiedz więc o czym chce zapomnieć.-zaciekawiłam się momentalnie. Co było takiego o czym on chciał zapomnieć.
-Gdy Harry miał 18 lat spowodował wypadek, ja i on przeżyliśmy ale nasi rodzice nie. Przed tym wszystkim był normalnym nastolatkiem z normalnymi problemami. Ale po tej katastrofie zmienił się. Traktował swoje życie jak piekło, a siebie jak diabła który w nim panuje. Tamtego dnia byliśmy na przyjęciu u rodziny na końcu miasta. Ja spiłem się jak zawsze ze straszymi kuzynami i mało co pamiętałam z tego przyjęcia. A Harry jak się później okazało zabawiał się ze Scarlett i butelką whisky. Scarlett mieszkała w sąsiednim domu, wysoka blondynka o niesamowicie długich nogach, w guście niemal każdego kolesia. Wracaliśmy do domu późno w nocy. Ojciec nie mógł prowadzić bo pił, a matka była zbyt zmęczona. Więc Harry zgłosił się na ochotnika mówiąc, że nie miał w ustach ani kropelki alkoholu. Oczywiście później się jednak okazało, że spożywał alkohol ale było już za późno.-kiedy skończył nie wiedziałam co powiedzieć. Całkowicie się tego nie spodziewałam. W głowie miałam natłok pytań ale nie wiedziałam czy powinnam je zadać i czy mogę. 
-Bardzo mi przykro. Ale co miał na myśli Harry mówiąc, że jesteś taki sam jak on, a nawet gorszy?-to nie dawało mi spokoju. W końcu wzięłam się w garść i zadałam to pytanie. 
-Hm. Chodziło mu o to, że ja nawet za życia rodziców byłem okropny. Nie często bywałem w domu. Piłem, ćpałem, kradłem i uczestniczyłem w bójkach. Po prostu byłem taki sam z siebie, z charakteru, a Harry stał się taki bo chciał zapomnieć. Oczywiście to wszystko źle się potoczyło bo wyjechał z rodzinnego miasta przyjeżdżając tutaj, wyjechał z naszym bratem Sebastianem. Znienawidziłem ich oboje i stałem się jeszcze gorszy niż byłem. Harry natomiast zabił swojego brata, Sebastiana...
-Jak to go zabił? Ale Harry mówił...-przerwałam mu zastanawiając się co on plecie.
-Zabił go swoją głupotą. Przyczynił się do jego śmierci. Napadli jakiś sklep z kumplami, ktoś zawiadomił policję. Gliniarze przyjechali. Sebastian się stawiał, celował bronią w jakiegoś policjanta, a ten w końcu strzelił w obronie własnej. Zginął na miejscu. Nie mogli go uratować. Harremu odbiło. Zamiast zmądrzeć to dopadło go pragnienie zemsty.-Clark odetchnął głośno i zaczął przyglądać mi się z uwagą. On nie wiedział, że to mój ojciec zabił jego brata i dobrze. Nie chciałam psuć tej atmosfery przyznając się do tego. Nie dzisiaj, kiedy indziej. 
-Gdzie był Sebastian kiedy byliście na przyjęciu u rodziny?-zapytałam z czystej ciekawości.
-Chciał zostać w domu ze swoją dziewczyną. On miał tylko 17 lat, całe życie przed sobą, a umarł tak młodo.-odparł blondyn krzywiąc twarz w niedowierzaniu.
-To straszne. Ale czemu Harry cię tak bardzo nienawidzi, przecież to nie ty zawiniłeś.
-Tak racja, nie ja ale za to ja nigdy mu nie wybaczyłem tego wypadku. Zawsze go obwiniałem o to wszystko. Z dniem jego nienawiść do mnie tak wzrosła, że wyjechał. 
-To wszystko jest takie skomplikowane.-stwierdziłam smutno kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
-Jak całe życie.
Hej, no to mamy kolejny rozdział :)
Jeśli macie do mnie jakieś pytanie to proszę tutaj: http://ask.fm/Patricila

A jeśli macie jakieś pytania do Harrego i Jo to także zapraszam na ich aski:

http://ask.fm/MonsterSyles

http://ask.fm/JoPoolow

sobota, 12 kwietnia 2014

Twenty-six

-Poczekaj chwilkę, pójdę otworzyć.- stwierdziła leniwie Sue wstając z łóżka. W mojej głowie od razu zaświeciło się czerwone światełko. Nie mogła zejść na dół i otworzyć mu drzwi, to był Harry a on był nieprzewidywalny. 
-Nie, niee! Zostań tutaj i nigdzie nie idź!- wrzasnęłam roztrzęsiona. Przecież nie mogła za cholerę otworzyć tych drzwi, on jest niebezpieczny.
-Boże. Jo! Jesteś jakaś dziwna, o co ci chodzi?-przyjaciółka momentalnie się skrzywiła nie mając pojęcia czemu się tak zachowuje. Nie wiedziałam jak mam jej to powiedzieć, jak jej wytłumaczyć, że za tymi drzwiami stoi prawdziwy morderca i mój prześladowca. Kompletnie nie wiedziałam jak złożyć słowa w jedną kupę. 
-To jest Harry.-powiedziałam tak cicho, że nawet nie przypuszczałam, że zdoła to usłyszeć, ale jednak.
-Co jest Harry? Nie rozumiem.-kiedy to powiedziała, dzwonek do drzwi stał się bardziej natarczywy. Mój oddech przyspieszył, a serce biło nieodkrytą szybkością. Byłam przerażona. 
-Przed drzwiami jest Harry. Nie możemy mu otworzyć... Ja się go boje. Jest zły i to chyba bardzo.-zaskomlałam bo nic innego mi nie pozostawało. Naprawdę się bałam i czułam, że Sue po moich słowach także dostała gęsiej skórki. To był strach.
-Musimy coś zrobić! Zadzwonić na policję! Albo cokolwiek! Jakoś watpię żeby on tak po prostu odpuścił.-zaczęła histeryzować. Tego najbardziej się bałam. Sue to straszna histeryczka i jednym słowem 'tchórz' ale nie miałam jej tego za złe. Przecież sama się bałam, ale wiedziałam, że najgorszą rzeczą jaką miałybyśmy zrobić to zadzwonić na policję. Nie dość, że Styles by się wkurzył to zemściłby się, nie tylko na mnie ale także na mojej przyjaciółce, a tego nie chciałam.
-Nie! Absolutnie nie możemy tego zrobić. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł.
Sue milczała nie odzywając się ani słowem, wyglądało na to, że myśli jakby tu wyrolować Harrego, ale z nim nie było tak łatwo.
Kiedy ona się nie odzywała mi przyszedł do głowy pewien pomysł. Wyciągnęłam telefon zwinnie go odblokowując i wchodząc na kontakty. Clark.
Wysłałam do niego pośpiesznie wiadomość z adresem i prośbą aby przyjechał pod dom Sue, pisząc mu, że Harremu odbija. Nie mógł mnie olać, nie w tej sytuacji. Tym bardziej, że wiedział, iż Harry ma nasrane w głowie i jest zdolny do wszystkiego. 
-Wszystko będzie dobrze. Napisałam do osoby która nam pomoże, zaraz powinien tu być.-powiedziałam szybko do przyjaciółki próbując ją uspokoić. Widziałam jak to przeżywała i nie chciałam żeby przez moją głupotę się tak denerwowała. Ponieważ gdybym do niej nie przyjechała, teraz martwiłaby się o to, że w telewizji właśnie puścili reklamę a nie, że chory morderca w tej chwili dzwoni do jej drzwi. To wszystko moja wina. 
Zrobiło się cicho. Dzwonek przestał wydawać natarczywy dźwięk. 
-Chyba odpuścił.-stwierdziła Sue. Ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć i dobrze przypuszczałam bo już po chwili usłyszałam głośny huk i drzwi musiały zostać wywarzone a w domu rozległ się głośny głos.
-Jo! Nie wygłupiaj się i zejdź tu do mnie. 
To był Harry. 
-Gdzie jest do cholery ten twój wybawiciel?- zdenerwowała się Sue słysząc głos Stylesa. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, on wszedł do domu. A nie miałam pojęcia do czego był zdolny. Mógł być przeraźliwie miły albo przeraźliwie straszny. Oczywiście obawiałam się tej drugiej opcji. To ona mnie najbardziej przerażała. 
-Zejde do niego, zaraz powinien pojawić się tu Clark. Czekaj tu na mnie i nie rób nic głupiego.- próbowałam ją uspokoić ale to jeszcze bardziej pogorszyło sprawę.
-Nie! Nie idź nigdzie! Zostań tutaj, on może cię skrzywdzić.-zaczęła panikować co mnie przytłaczało i doprowadzało do obłędu.
-Sue uspokój się! Nic mi nie będzie. On mi nic nie zrobi, jakby chciał to już dawno by coś zrobił. Nie panikuj, tylko zostań tu na górze i czekaj, okej?-nie czekając na jej odpowiedź wyszłam z pokoju. Głos miałam pewny ale tylko dlatego aby się dłużej nie denerwowała. Kiedy byłyśmy małe to Su strasznie wkurzyła się o to, że Izabella-koleżanka która bawiła się z nami lalkami, nastraszyła ją, że jeśli nie pożyczy jej barbie to przyjdzie po nią wielki, brzydki pan i zabierze ją od rodziców. Moja przyjaciółka dostała takiego ataku paniki, że rodzice musieli ją zawieźć do szpitala. No i to zdarzyło się nie jeden raz, dlatego też modliłam się w myślach, żeby Harry nie zrobił nic głupiego co mogłoby przyczynić się do jej ataku. 
Zeszłam po schodach próbując zachować równy oddech wraz ze spokojem. To było trudne zadanie ale jakoś dawałam rade, musiałam. 
-Tu jestem.- powiedziałam na głos, a słowa które wypowiedziałam drżały strachem. Nie wszystkiego mogłam opanować. Teraz musiałam sprawić aby nie doprowadzić Harrego do szału a to będzie trudne. Usiadłam w salonie na sofie dając mu do zrozumienia, że chce normalnej rozmowy, a nie horroru który mógłby mi zafundować. Podniosłam wzrok z podłogi zauważając, że przeszedł przez próg. 
-Cześć słoneczko.- przywitał się przyglądając mi się uważnie. 
-Cześć Harry.- odpowiedziałam, a moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. No i właśnie o to mi chodziło. Styles ruszył z miejsca i już po chwili siedział obok mnie. 
-Boisz się mnie, prawda?-to brzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Właśnie w tej chwili zrozumiałam, że przed nim nie da się ukryć ani swoich emocji ani uczuć, to trochę dziwne. Zawsze wszystko potrafił rozszyfrować.
-Nie wiem.- odpowiedziałam krótko, sama nie wiedząc na co mogę sobie pozwolić. 
-Nie kłam. Sama dobrze wiesz co czujesz.-zaśmiał się, ale na jego twarzy nie było ani krzty rozbawienia.
-A gdybym ci powiedziała, że ja nawet nie wiem co czuje?-zagadnęłam, sama nie wiedząc po co brnę w tą skomplikowaną dyskusje. 
-Wtedy ja powiedziałbym, że pomogę ci w dowiedzeniu się jakie są twoje uczucia.-Harry się uśmiechnął, tym razem nie był to jeden z tych jego ponurych uśmiechów. Był szczery. 
-Na czym polega ta pomoc?-zapytałam nie mając tak naprawdę pojęcia, o co mu może chodzić. 
Spojrzał mi w oczy, jego ręka wylądowała na moim udzie. Jego usta zbliżyły się do mojego ucha. Przejechał językiem po zarysie mojej szczęki, zostawił soczysty pocałunek na moich ustach, po czym wstał i wystawił w moją stronę dłoń. 
-Chodź. Pójdziesz ze mną tam gdzie jest twoje miejsce, obok mnie.  
Nie zastanawiałam się ani chwilę nad tym co robię, złapałam go za rękę i wstałam. Przez chwilkę patrzyłam mu w oczy. Chciałam z nim iść, chciałam z nim spędzić resztę życia, chciałam go kochać i żeby on kochał mnie tak jak kochały mnie jego słowa, sprawiały, że zapominałam o tym co mnie otacza. Sprawiały, że w brzuchu rozdziła sie radość, a na twarzy niewiarygodne szczęście. Sprawiały, iż żyłam i pragnęłam żyć. 
-Powinnaś już zrozumieć, że tutaj już nie należysz. Twoja życie jest ze mną. Pokochalaś to. Pokochałaś to, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, zawsze i na zawsze. Pokochałaś to, że twoje życie nie jest już nudne. Przyznaj to. 
-Pokochałam ciebie.-wtedy to zrozumiałam. Ja go kochałam. Nie zniosłabym braku Harrego. Braku jego obecności, głosu i tego jak zawsze mnie wkurzał. 
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ścisnął moją dłoń mocniej i pocałował mnie w policzek. 
-W końcu to zrozumiałaś, brawo słoneczko.-mówił do mnie jak do dziecka, ale nie czułam się z tym źle, tylko bardziej dziwnie. 
Nagle coś zrozumiałam ja go kochałam, ale on mnie nie. I to zabolało, serce zakuło a oczy zaświeciły ze smutku. 
-To się nie uda...-powiedziałam cicho ale na tyle żeby usłyszał.
-Jaki jest powód który się przyczynił do tego, że tak twierdzisz?-zapytał a jego głos trochę stracił tą pewną siebie barwę. Już pewnie nie był taki przekonany, że wyprowadzi mnie stąd z mojej własnej woli.
-Problem jest taki, że ja kocham ciebie całym sercem, a ty nie masz serca żeby mnie pokochać chociaż trochę.-powiedziałam spuszczając wzrok i wpatrując się w swoje stopy. Harry milczał, ja też. Miałam nadzieję, że zaprzeczy, że stwierdzi, że kocha mnie jeszcze mocniej niż ja jego ale tak się nie stało. Nie było żadnego wyznania z jego strony. 
Głupia ja. Byłam jak każda inna. Zakochałam się w nim, a on we mnie nie. Pokochałam go jako potwora oddając mu cząstkę siebie, a on pewnie znienawidził mnie jeszcze bardziej zabierając część mnie. Czułam się jakby rzucił moim sercem o ścianę i zaśmiał mi się prosto w twarz. 
-Harry będzie lepiej jeśli wyjdziesz i zostawisz ją w spokoju, raz na zawsze.-usłyszałam głos Clarka zaraz za plecami Harrego. 
Styles spojrzał mi w oczy bez emocji. Zacisnął pięści pewnie powstrzymując się od bójki, wybiegł z domu Sue i odjechał autem z piskiem. 
Nie przejmując się już niczym ukryłam twarz w dłoniach i całkowicie się popłakałam. 
-Ej kochanie wszystko będzie dobrze.-szepnął Clark mocno mnie do siebie przytulając. 
Czułam się jakbym straciła sens wszystkiego, sens życia. Ale czy właśnie nie tego pragnęłam? Przecież chciałam żeby dał mi spokój i zniknął na zawsze... 
*
No to mamy następny rozdział :')
Jak się podoba?
Jakiekolwiek pytania na temat bloga albo czegokolwiek proszę tutaj: http://ask.fm/Patricila