sobota, 17 maja 2014

Twenty-nine

Obudziłam się w południe z ogromnym bólem głowy i zatkanym nosem. Czułam się okropnie, tym bardziej, że zasnęłam nad samym ranem. Moje obmacywanki z Clarkiem skończyły się na tym, że powiedziałam 'nie mogę tak... To dzieje się za szybko'. Nie wiem czy mogę powiedzieć, że tego żałuje. Zrobiłam raczej dobrze. Nie raczej, a na pewno dobrze. On zrozumiał twierdząc, że nic się nie dzieje. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. 
-Jo! Tak w ogóle to czemu nie poszłaś do szkoły?- do mojego pokoju poraz kolejny wpadł tata, trzymając w ręku jakieś papiery i rzucając na mnie dziwne spojrzenia. 
-Tato! Mówiłam ci już, że źle się czuje. Ile razy jeszcze tu przyjdziesz pytając o to samo?- rozdrażniłam się nie mogąc już wytrzymać jego natarczywości.
-Może pojedziemy do lekarza?-spojrzałam na niego z pod oczu kiwając przecząco głową.
-Nie ma mowy. Do jutra mi przejdzie. Przecież to tylko przeziębienie.-powiedziałam z politowaniem i przewróciłam oczami. Zauważyłam, że ojciec mi się przygląda. Jak on dziwnie się zachowywał. Jakby chciał się czegoś dowiedzieć ale nie wiedział jak to zrobić.
-Tato?-zagadnęłam zauważając, że jego wzrok nadal mnie lustruje. To było z lekka przerażające. 
-Tak skarbie?- Boże! Od kiedy on zwracał się do mnie w taki sposób? Nigdy nie byłam dla niego skarbem. Skarbem to były dla niego jedynie broń i kajdanki, a nie ja. 
-Chcesz coś?- zapytałam ostro widząc, że nawet nie ma narazie zamiaru wyjść z mojego pokoju. Coś było nie tak. 
-Chciałem zapytać czy nadal masz jakiś kontakt z tym twoim znajomym?-zapytał poważnie a mnie trochę zbiło z tropu. Jakim znajomym do cholery.
-Tato, mów jaśniej. Jakim znajomym? O co ci chodzi?-zapytałam nieco wkurzona. Nie mógł powiedzieć normalnie, tak żebym zrozumiała. Tylko wymyślał po swojemu i gadaj tu z takim. Spojrzałam na niego w zdenerwowaniu i zauważyłam, że schodzi z jednej nogi na drugą. Był zdenerwowany. Najwidoczniej nie wiedział jak ma do mnie mówić.
-Chciałem zapytać o to czy masz kontakt z Harrym?-zapytał w końcu spoglądając na mnie zniecierpliwiony. 
-Nie, nie mam z nim kontaktu i proszę jak będziesz wychodził to zamknij ze sobą drzwi.-powiedziałam zirytowana jego pytaniem i odwróciłam się na drugą stronę łóżka. Nie chciałam słuchać o Harrym, nie chciałam o nim gadać, ani go widzieć. Skrzywdził mnie tak mocno, że jedna mała myśl o nim sprawiała, że zamiast moje serce sklejać się na nowo, to poraz kolejny rozpadało się na części. 
-Jeśli będziesz chciała...
-Nie, nie będę chciała. Zamknij drzwi.-syknęłam wściekłe. Dlaczego nie posłuchał za pierwszym razem? Czy tak trudno zrozumieć? Obawiam się, że w jego kwestii tak.
-Jesteś straszna.-stwierdził i zatrzasnął za sobą drzwi. Może byłam dla niego ostra ale nie mogłam się powstrzymać. Tak trudno było mu zrozumieć za pierwszym razem...
-Jestem okropna.-zaskomlałam i przykryłam z całych sił głowę poduszką. Czemu zachowywałam się jak ostatnia jędza? Przecież nie tylko mi jest trudno, innym także.
-W końcu się do tego przyznałaś. Brawo słoneczko.-gdy usłyszałam ten głos to momentalnie mnie zamurowało.
-Harry...-ściągłam z głowy poduszkę i spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami. Miałam nadzieję, że wcale go tutaj nie ma. Miałam tylko malutką nadzieję, że tylko sobie wymyśliłam jego obecność. Ale niestety był tu naprawdę. 
-No co ty nie powiesz.-zaśmiał się głupkowato, siadając na kancie mojego łóżka.
-Co ty tutaj robisz? Czego znów chcesz?- zapytałam nie mając pojęcia co mam innego powiedzieć. Miałam go dosłownie dosyć.
-Nie ładnie jest tak skarżyć się mojemu bratu.-jego mina zrobiła się poważna i dopiero wtedy gdy bardziej przyglądałam się jego twarzy zauważyłam, że jego lewe oko jest całkiem sine. Musiał więc ostro oberwać od Clarka.-nie masz zamiaru nic odpowiedzieć?
-Daj mi spokój.-odwarknęłam mając nadzieję, że się odwali.
-Bo co? Bo znów się poskarżysz?-ponownie się zaśmiał, a mnie aż zemdliło.
-To wcale nie jest śmieszne!-Warknąłam nie mogąc uwierzyć, że przychodzi tutaj i jeszcze się ze mnie wyśmiewa. Był chamski i podły.
-Dla mnie jest. Ale nie po to przyszłem.-odpowiedział spokojnie,robiąc nagle poważną minę. Jego bipolarność przekraczała wszelkie granice. 
-Tylko po co?-zapytałam lekko zdezorientowana. Po co tu przylazł? Obawiałam się jego odpowiedzi. Przecież był nieobliczalny, no i po co miałby tu znów przychodzić? Nie sadzę aby miał jakieś dobre zamiary. Może zmieniłabym zdanie gdyby poszedł się leczyć. 
-Przyszlem tu tylko po to aby cię przeprosić. Wiesz, nie chciałem żeby to wszystko potoczyło się w ten sposób. Nie takie miałem zamiary.-wyznał nerwowo przechodząc z jednej nogi na drugą. Spuściłam głowę w dół zaraz ją podnosząc. Harrego ręka przeczesywała swoje włosy w zdenerwowaniu.
-Nie wierzę ci.-stwierdziłam wstając momentalnie z łóżka. On był kłamcą i potrafił to robić, nie chciałam znów być jego ofiarą. A niestety szybko się nią stawałam...
-Tak bardzo przepraszam.-powiedział szeptem zbliżając się w moją stronę. Zaczęłam cofać się w tył, więc za którymś posunięciem zderzyłam się plecami ze ścianą. Mój oddech przyspieszył ale starałam się zachować spokój. Może on się zmienił? Może on przepraszał bo naprawdę tego chciał? Nie miałam pojęcia co o tym myśleć. Byłam jak zagubione dziecko w centrum ogromnej galerii i to mnie najbardziej przerażało. 
-Dlaczego mam ci wierzyć? Daj mi chociaż jeden powód!-powiedziałam nieco donośniej. 
-Bo mnie kochasz.-odpowiedział totalnie mnie dezorientując. O co mu do cholery chodziło?
-Słucham?-spojrzałam na niego ostro będąc zniesmaczona jego słowami.
-Uwierzysz mi bo mnie kochasz. A jak człowiek kogoś kocha, to zrobi dla tej osoby wszystko.-jego zachrypnięty głos działał na mnie kojąco. Gdy go słuchałam moje serce biło szybciej. Czułam się jak 14-nastolatka w której brzuchu wybucha milion motylków. Czułam się tak bardzo dobrze i pragnęłam czuć się już tak na zawsze.  
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Po prostu w ustach zrobiło mi się sucho. A w gardle utknęła mi wielka klucha której nie dało się przełknąć. Zabrakło mi słów. Głupio mi było tym bardziej, że mówił o tym, że go kocham. Do tego miał racje. Zrobiłabym dla niego dosłownie wszystko, bez dwóch zdań. Zaczął mnie całować. Delikatnie i wolno. Jak nie Harry. Jego dłonie zaczęły powoli wodzić po moim ciele. Czułam się jak w niebie. Nie myśląc o tym co stanie się dalej, pomogłam Harremu ściągnąć swoją koszulkę a później i jego. Całując się namiętnie ciągle pozbywaliśmy się jakiś części ubrań, aż w końcu zostaliśmy tak jak sam Pan Bóg nas stworzył. Zaciągnęłam go w stronę łóżka. Położył się na plecach zaciągając mnie do siebie. 
To wszystko działo się tak szybko. Jego długie palce jeździły po moim nagim ciele. Wszystko było idealne do czasu kiedy obudziłam się wieczorem. 
Spojrzałam na łóżko i nie zastałam tam Harrego, ale za to zauważyłam kartkę z wiadomością 'ale ty jesteś naiwna:)+nie wiedziałem, że jesteś taka dobra w łóżku' 
-On mnie wykorzystał...
*
Dodaje ten rozdział o wiele szybciej żeby wam wynagrodzić to, że poprzednie rozdziały dodaje w dość dużym odstępie czasowym:) 
 Jeśli chcecie się ode mnie czegoś dowiedzieć to tutaj: http://ask.fm/Patricila

A jeśli macie jakieś pytania do Harrego i Jo to także zapraszam na ich aski:

http://ask.fm/MonsterSyles

wtorek, 13 maja 2014

Twenty-eight

Z perspektywy Clarka;
Jo wydawała się taka naiwna. Przez ten cały czas który poświęcała Harremu. On po prostu zawsze był idotą. Nigdy jego prawdziwe uczucia nie mogły wyjść na światło dzienne, bo uważał to za wstyd. Po prostu zachowuje się kretyńsko od kiedy spowodował ten przeklęty wypadek. Wiedziałem, że cierpiał ale to wszystko było przez jego głupotę. Kto mądry prowadzi po alkoholu? Kto mądry twierdzi, że nie pił skoro to nie jest prawda. Ryzykował życie rodziny i takim sposobem ją zabił. To tylko i wyłącznie jego wina i nikogo innego nie można obwiniać. Zachował się nieodpowiedzialne i nigdy mu tego nie wybaczę, a on dobrze o tym wie. 
Była pierwsza rano. Głowa Jo spoczywała na mojej klatce piersiowej powoli unosząc się i odpadając. Spała jak zabita. Było mi jej piekielnie szkoda, bo była kolejną ofiarą którą szkrzywdził mój brat. Pocałowałem ją delikatnie w usta i wystałem najciszej jak mogłem wychodząc przez taras. Musiałem załatwić kilka spraw, nie mogłem tego tak zostawić.

Z perspektywy Harrego;
Siedziałem w swoim mieszkaniu popijając whisky z colą i oglądając w telewizorze jakiś nudny film. Po malutkim starciu z Jo straciłem poczucie humoru. Przez cały dzień miałem ochotę na dziki seks ale ona tego mi nie dała. Co za nudna idiotka. Jak można nie chcieć takich przyjemności? Nie rozumiem tych dziewczyn. Tym bardziej jak można nie zrobić tego z kimś kogo się kocha? Ha! Ha! To chyba jakiś żart. Nie wie jaką gorącą noc straciła. Nieważne, niech żałuje. Ale niech wie, że seks ze mną jej nie obejdzie, kiedyś w końcu trafi się taka chwila w której sama tego zechce, albo po prostu sam zedrę z niej te niewinne ciuszki. Przysnąłem, ale po chwili obudziło mnie głośne dobijanie się do drzwi. 
-Co jest kurwa?!-Wkurwiłem się kiedy usłyszałem ten huk. Kto jest tak powalony, że dobija się do mnie o tej godzinie? Skierowałam się do drzwi, a  juzpo chwili zaśmiałem się pod nosem widząc kto pod nimi stoi. Clark Styles we własnej osobie. Tego jeszcze nie było. Już miałem go gorąco przywitać kiedy jego pięść wyładowała na mojej twarzy.
-Łoo stary! Co jest do kurwy nędzy...
-Ona nie jest zabawką żebyś mógł ją tak traktował.-syknął Clark popychając mnie na ścianie i po raz kolejny mnie uderzając. Kurwa co za jebany kretyn. Za kogo on się ma myśląc, że może tu tak wejść i doprowadzać do bójki. 
-A co zazdrosny, że to nie ty prawie ją pieprzyłeś?-zaśmiałem się nie mogąc dłużej tego tłumić w sobie.
-Zamknij ryj Harry.-syknął rozdrażniony moimi słowami. Miałem w dupie to co on myśli. Nie obchodził mnie mój brat i nie obchodziło mnie co czuje, ani co mówi. Tak naprawdę to gówno mnie on obchodził. 
-Proszę cię, daj spokój. Lepiej żebyś miał ją na oku bo dawno mnie nikt nie zaspokoił.-powiedziałem wpatrując mu się w oczy i ukazując mały uśmiech na twarzy.
-Uważaj na słowa i na to co robisz bo chyba wiesz do czego jestem zdolny.-odpowiedział opanowany, a ja w tej chwili miałem już dość jego towarzystwa.
-Wypierdalaj z mojego mieszkania, dość tych pogaduszek.-Clark nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ moja zaciśnięta pięść wylądowała na jego wardze. Momentalnie się rozcięła powodując, że od razu zaczął krwawić. We wzroku mojego brata była sama złość. Zawsze był furiatem i gnojkiem. Miał się za niewiadomo kogo a dla mnie był nikim. Kiedy byliśmy jeszcze normlną rodziną, to nigdy tak naprawdę nie przejmował się ani rodzicami, ani swoim rodzeństwem. Miał wszystko w dupie, dbał tylko o siebie i o swoich wiecznie naćpanych kolegów. 
-Jeszcze jedna taka akcja, a potraktuje cię znacznie gorzej bracie.-skrzywił się odpychając mnie na bok i zamykając za sobą drzwi z trzaskiem.
-Idota.-powiedziałem na głos śmiejąc się do siebie...

Z perspektywy Jo;
Spojrzałam na wyświetlacz komórki, wskazywał on godzinę trzecią rano. Wzdrygnęłam się słysząc głośny trzask. Wstałam na równe nogi obawiając się najgorszego. Ale wtedy ujrzałam znajomą sylwetkę. Clark. 
-Przestraszyłeś mnie.-mój oddech przyspieszył. To było czyste zaskoczenie. 
-Przepraszam, nie chciałem.-odburknął kiedy wszedł przez drzwi od tarasu. Zaświeciłam światło i wtedy dojrzałam, że jego dolna warga mocno krwawi.
-Boże. Co ci się stało?-pisnęłam trochę spanikowana.
-Cicho bo obudzisz ojca.-szepnął uspakając mnie. 
-Powiesz mi w końcu co ci się stało?-dalej nalegałam chcąc uzyskać odpowiedzi.
-Kiedy wychodziłem przez taras przewróciłem się...bo nic nie widziałem przez tą ciemność.-odpowiedział co chwila się jąkając.
-Taaa, a ja jestem modelką i zarabiam codziennie miliony.-syknęłam wściekła, że nie potrafi powiedzieć mi prawdy tylko mnie okłamuje. Nienawidziłam kłamstw. 
-Aż tak bardzo nie umiem kłamać?-zaśmiał się a mi wcale nie było do śmiechu. Najwidoczniej to zauważył bo jego mina spoważniała.-co jest Jo?
-Nie lubię kiedy ktoś mi nie mówi prawdy.-moje oczy się zaświeciły a wzrok wlepiał się w podłogę. Czy tak trudno było mi zaufać i powiedzieć prawdę? Czy wszyscy dookoła musieli mnie okłamywać? 
-Jo, przepraszam...
-Po prostu powiedz prawdę, a jeśli dla ciebie jest to takie trudne to...
-Wyszłem od ciebie i poszłem do Harrego i trochę się posprzeczaliśmy. To chyba na tyle.- powiedział tak szybko, że ledwo nadążyłam.
-Uderzył cię? Dlaczego?- zapytałam trochę zdezorientowana ale wcale nie zdziwiona. Harry był impulsywny więc mógł nawet uderzyć kogoś z powodu błahostki.
-Pewnie dlatego, że to ja pierwszy go uderzyłem.
-Uderzyleś go?! Ale dlaczego!- zapytałam nieco wkurzona, że wyszedł ode mnie tylko dlatego żeby pójść do Harrego.
-Dwa razy. Zasłużył, jakby nie potraktował cię w taki sposób to nic by się nie stało.- powiedział Clark ze stoickim spokojem. Ja też musiałam go zachować. Nie odzywając się ani słowem pociągłam go za rękę usadzając go na krześle i opatrując jego ranę. 
-Nieźle oberwałeś.-skrzywiłam się obmywając jego ranę. 
-On nie gorzej. Chyba, że we mnie wątpisz...
-Nie, absolutnie.
Chyba zareagowałam za szybko ponieważ momentalnie się zaśmiał. 
-Mam nadzieję.-uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów.
-Boli?-zapytałam przyglądając mu się z uwagą.
-Bywało gorzej ale...
-Ale co?-zapytałam zaciekawiona.
-Ale wiem co pomoże. 
Chciałam zapytać co ale nie zdążyłam. Jego usta połączyły się z moimi. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Blondyn podniósł mnie i posadził sobie na kolanach. Objęłam go nogami dalej całując i ponosząc się chwili ...
*
Hej! Jeśli macie do mnie jakieś pytanie to proszę tutaj: http://ask.fm/Patricila

A jeśli macie jakieś pytania do Harrego i Jo to także zapraszam na ich aski:

http://ask.fm/MonsterSyles

http://ask.fm/JoPoolow

wtorek, 22 kwietnia 2014

Twenty-seven

Z perspektywy Harrego;
Wszyscy mają do mnie pretensje o byle co, więc jak ja kurwa mam spokojnie prowadzić te życie? Temu za mało zapłaciłem, temu za dużo rozwaliłem ryj, tamtego chuja nie zabiłem... Tej nie kocham. Tamtą wykorzystałem. Ludzie. Niektórzy myślą, że przejdzie mi ten okres, że przestanę nadużywać alkohol, bić, zabijać, kraść i łamać prawo, ale dlaczego miałbym przestać? Nikt tego nie rozumie. To jest moje życie, moje sumienie i moja pieprzona sprawa. Gdybym nie chciał to bym tego nie robił, ale ja chcę i nic nie jest w stanie stanąć mi na drodze. Jedni myślą, że to co robię to jedynie mój kaprys, może i tak jest, ale czy oni przypadkiem nie mogą też pomyśleć, że mam powód do tego kaprysu? Że nie bez powodu robię to co robię? To dziwne, że niektórzy nie mogą się z tym pogodzić. Dajmy na przykład taką Jo, co ona sobie myślała? Że ja byłbym w stanie ją pokochać? Jej ojciec który jest całkowitym skurwysynem, zabił mojego brata. Zabił go.
A teraz ja zabiłem jego córkę, zabiłem jej uczucia i zraniłem jej serce. Ale właśnie o to w tym wszystkim chodziło od samego początku. Świat nie jest sprawiedliwy, bo kto powiedział, że jest? 
Z perspektywy Jo;
Czas wolniej leci. Wydaje nam się, że za chwile wszystko stanie w miejscu, a czy nie tak byłoby łatwiej? Każdy dorosły, każdy dzieciak, zatrzymałby się. Prócz jednej osoby, ciebie. Wtedy przez chwile wszystko byłoby łatwiejsze. Mogłabyś robić co chcesz, skorzystać z rzeczy z ktorych wcześniej nie mogłaś mieć tylko dla siebie. Powiedzieć do drugiej osoby, to co zawsze chciałaś powiedzieć, ale nigdy nie miałaś odwagi. Przez chwile nie bać się. Nie bać się, że ktoś cię wyśmieje. Nie bać się zrobić rzeczy przed którymi wcześniej czułaś strach. Nie bać się podejść i uderzyć tą osobę prosto w twarz mówiąc jak bardzo jej nienawidzisz i kochasz równocześnie. 
Życie jest podłe i mało sprawiedliwe. Od chwili kiedy zrozumiałam,
że Harry mnie nie kocha stałam się inna, słabsza. Nie widziałam go od całych dwóch tygodni, siedmiu godzin i dwudziestu pięciu minut. Mogę powiedzieć tylko jedno, miłość jest do dupy.
-Jest straszna.-stwierdziłam na głos nie mogąc znieść już swojego głosu wewnątrz siebie.
-Słucham?-odezwała się Sue która usłyszała moją uwagę. Od całego tego zdarzenia Sue poświęcała mi dużo czasu, zbyt dużo. Chyba myślała, że jestem chora a nie, że mam po prostu złamane serce. Nie zdawała sobie najwidoczniej z tego wszystkiego sprawy. Z czasem jej towarzystwo zaczęło mnie irytować. Po prostu nie mogłam wytrzymać jej osoby, nie opuszczała mnie na krok co mnie koszmarnie przytłaczało, nie mogłam odnaleźć własnej przestrzeni. Wiadomo, że zachowywała się tak dlatego, że chciała dla mnie dobrze, ale ja czułabym się lepiej w samotności. Chciałam wszystko przemyśleć w ciszy i spokoju a nie z jej głową i paplaniem nade mną. 
-Nieważne, nie mówiłam do ciebie tylko do siebie samej.-odwarknęłam nie mogąc się powstrzymać.
-Oh, nie bądź wredna. A tak w ogóle wiesz, że gadanie do siebie to choroba?-zaśmiała się, a ja próbowałam się powstrzymać od tego aby jej nie walnąć.
-Bez różnicy, i tak już zrobiłaś ze mnie chorą na głowe.- odpowiedziałam obojętnie, w ogóle się nie wysilając. Su przeczesała nerwowo swoje włosy lewą dłonią i spojrzała na mnie z przykrą miną. 
-Jo nie wygłupiaj się...
-Nie kurwa, mam już ciebie dość. Kocham cię nad życie i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła ale proszę cię idź już do swojego domu. Chce pobyć sama, przemyśleć wszystko i poukładać sobie ten pieprzony bajzel który kręci się wokół mnie.-w końcu wybuchłam. Świadomość, że odzywałam się w ten sposób do mojej przyjaciółki z lekka mnie przeraziła ale wiedziałam, że innym sposobem się jej nie pozbędne. Było mi przykro, że ją tak traktowałam, ale też poczułam ulgę kiedy wstała ze smutkiem wyrytym na twarzy i po prostu wyszła mrucząc pod nosem coś w stylu 'trzymaj się'.
Jakiś tydzień temu wróciłam do ciotki. Postanowiłam, że spakuje wszystkie swoje rzeczy które miałam i pojadę do domu. Wtedy też ostatni raz widziałam Clarka. Odwiózł mnie pod sam dom pomagając mi się uporać z walizkami, które przyniósł mi pod same drzwi. Najbardziej zdziwiło mnie to, że gdy odjeżdżał jego usta połączyły się z moimi. Pocałował mnie. To był szybki pocałunek, tak szybki, że prawie go nie poczułam. Popatrzył mi w oczy i odjechał autem nie pozostawiając mi ani słowa. W domu zastałam tylko jednego z moich rodziców, tatę. Od niego się dowiedziałam, że mama się wyprowadziła. Do jednego z jej kochanków. A tata mi niemal przysięgał na kolanach, że nikogo nie ma i jak narazie nie ma zamiaru się z nikim zawiązywać. To mnie uspokoiło. 
Macie czasem takie uczucie, że ktoś was obserwuje? Że ktoś was obserwuje we własnym domu? W łóżku kiedy próbujesz zasnąć? Nie? To dziwne bo ja miałam takie przez całą noc, non stop budziłam się z gęsia skórką i strachem który po prostu we mnie buzował. Kiedy przebudziłam się o drugiej nad ranem miałam przeczucie, że ktoś mi się przygląda i wcale się nie myliłam. Na szkrzyni która była przeznaczona na pościel siedział Harry. Uśmiechał się. Ale to był uśmiech potwora, a nie nrmalnego chłopaka. 
-Cześć słoneczko, jak tam u ciebie?-uśmiechnął się podle zdając sobie dobrze sprawę z tego, że u mnie jest źle. Leżałam jak sparaliżowana. Co on tu robił? Po co przyszedł? Może mnie jednak kocha? Może przyszedł przeprosić, że nie wyznał mi tego wczesniej? Że wzlekał przez tak długi czas? Nie miałam pojęcia czego chciał. Czy chciał dobrze, czy źle. Może jego zamiary nie były takie dobre jak mi się zdawało. Harry wstał i przesunął się wzdłuż łóżka, siadając na mnie okrakiem. Jego ciało mnie miażdżyło. Przygwoździł moje nadgarstki do pościeli pochylając się nade mną.
-Harry czego chcesz?-zapytałam a w oczach momentalnie zebrały się łzy. Po jego czynach zaczęłam się domyślać, że jego zamiary wcale nie są takie dobre jak mi się zdawało. 
-Nie masz ochoty na seks? Bo ja mam ochotę żeby cię pieprzyć.-stwierdził muskając moją szyje ustami.
-Daj spokój to nie jest śmieszne.-syknęłam lekko przerażona. Nie wiedziałam do czego jest zdolny. Boże, ja miałam nadzieję, że on chociaż mnie lubił. A on? On mnie nienawidził całym sercem, a ja go całym sercem kochałam. 
-Przecież mnie tak kochasz? Coś nie tak słoneczko?-zaśmiał się szyderczo. Wpakował mi swój język do buzi nachalnie całując. Chciałam się mu wyrwać ale nie mogłam. Był za silny. Tak po prostu znęcał się nademną psychicznie i fizycznie. Był wściekły, ale na mnie? Co ja mu takiego zrobiłam? Chyba nie zasłużyłam sobie na takie zachowanie, na taką nienawiść z jego strony. 
-Pieprzmy się Jo, pieprzymy się-syczał mi do ucha. A ja po prostu cicho łkałam. 
-Przestań, zejdź ze mnie!-Warknąłam na niego zalana łzami.  Chciałam krzyczeć ale nie mogłam. Mój tata od razu zajawiłby się w moim pokoju i zabiłby Harrego na miejscu. A może i to lepiej?
-Oh, Jo! Z tobą nie ma ani krzty zabawy!-syknął zirytowany.-no i ty się jeszcze dziwisz, że ja cię nie kocham.-te słowa wypowiedział jak jad który parzy go w język. Był ostry, ranił jak brzytwa, kompletnie nie przejmując się moimi uczuciami.
-Proszę cię wyjdź.-poprosiłam szeptem nie mogąc się wysilić na nic więcej. Moje serce krwawiło. Byłam zniczona i w środku i na zewnątrz. To bolało jak cholera ale nic nie mogłam zrobić.
Chciałam po prostu żeby to wszystko okazało się tylko głupim snem, ale niestety zdawałam sobie sprawę z tego, że było to zbyt realne, aby mogło być tylko snem.
-Więc do zobaczenia słoneczko, do kiedyś tam.-uśmiechnął się głupio i wyszedł przez taras zostawiając mnie zapłakaną i zrujnowaną. Łzy ciekły mi z oczu i nie chciały przestać. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chwyciłam telefon i napisałam do jednej osoby która mogła mi pomóc.
'Proszę przyjdź to pilne, nie zostawiaj mnie i ty...'-wystukałam na klawiaturze i poniosłam się głośnym płaczem. Nie minęło nawet dziesięć minut a na tarasie zjawiła się osoba której najbardziej teraz potrzebowałam. Pozwoli zbliżył się do okna, uchylając je i szybko wchodząc. Od razu wstałam na równe nogi rzucając się mu w ramiona.
-Proszę cię nie zostawiaj mnie już nigdy! proszę! Błagam!-zaczęłam panikować i równocześnie histerycznie szlochać. Przytulił mnie do siebie i pozwolił się wypłakać. Byłam mu za to wdzięczna. Za wszystko. Za to, że jest i za to, że jeszcze nie uciekł. 
-Jo, uspokój się. Nigdzie się nie wybieram, nie zostawię cię.-odezwał się ciepło Clark, uspokajając mnie tymi słowami. W końcu łzy przestały wydobywać się z moich oczu. Wydostałam się z jego objęć. Pociągłam go w stronę łóżka. Usiedliśmy oboje a wtedy wszystko mu opowiedziałam.
-Jak go tylko spotkam to go zabije. Przysięgam.-Warknął blondyn, a jego oczy wypełniły się złością.
-Nie warto.-stwierdziłam ściskając jego rękę.-mam do ciebie pytanie... A nawet kilka pytań-popatrzyłam na niego chcąc się dowiedzieć czy mgę dalej kontynuować. Popatrzył na mnie zaciekawiony więc uznałam to za pozwolenie.-dlaczego Harry jest taki jaki jest? 
Chłopak zaśmiał się słysząc moje pytanie. Chyba się na to przygotowywał.
-To nie jest łatwe, on po prostu chce zapomnieć.-odparł nabierając głośno powietrza.
-Mów postaram się zrozumieć. Powiedz więc o czym chce zapomnieć.-zaciekawiłam się momentalnie. Co było takiego o czym on chciał zapomnieć.
-Gdy Harry miał 18 lat spowodował wypadek, ja i on przeżyliśmy ale nasi rodzice nie. Przed tym wszystkim był normalnym nastolatkiem z normalnymi problemami. Ale po tej katastrofie zmienił się. Traktował swoje życie jak piekło, a siebie jak diabła który w nim panuje. Tamtego dnia byliśmy na przyjęciu u rodziny na końcu miasta. Ja spiłem się jak zawsze ze straszymi kuzynami i mało co pamiętałam z tego przyjęcia. A Harry jak się później okazało zabawiał się ze Scarlett i butelką whisky. Scarlett mieszkała w sąsiednim domu, wysoka blondynka o niesamowicie długich nogach, w guście niemal każdego kolesia. Wracaliśmy do domu późno w nocy. Ojciec nie mógł prowadzić bo pił, a matka była zbyt zmęczona. Więc Harry zgłosił się na ochotnika mówiąc, że nie miał w ustach ani kropelki alkoholu. Oczywiście później się jednak okazało, że spożywał alkohol ale było już za późno.-kiedy skończył nie wiedziałam co powiedzieć. Całkowicie się tego nie spodziewałam. W głowie miałam natłok pytań ale nie wiedziałam czy powinnam je zadać i czy mogę. 
-Bardzo mi przykro. Ale co miał na myśli Harry mówiąc, że jesteś taki sam jak on, a nawet gorszy?-to nie dawało mi spokoju. W końcu wzięłam się w garść i zadałam to pytanie. 
-Hm. Chodziło mu o to, że ja nawet za życia rodziców byłem okropny. Nie często bywałem w domu. Piłem, ćpałem, kradłem i uczestniczyłem w bójkach. Po prostu byłem taki sam z siebie, z charakteru, a Harry stał się taki bo chciał zapomnieć. Oczywiście to wszystko źle się potoczyło bo wyjechał z rodzinnego miasta przyjeżdżając tutaj, wyjechał z naszym bratem Sebastianem. Znienawidziłem ich oboje i stałem się jeszcze gorszy niż byłem. Harry natomiast zabił swojego brata, Sebastiana...
-Jak to go zabił? Ale Harry mówił...-przerwałam mu zastanawiając się co on plecie.
-Zabił go swoją głupotą. Przyczynił się do jego śmierci. Napadli jakiś sklep z kumplami, ktoś zawiadomił policję. Gliniarze przyjechali. Sebastian się stawiał, celował bronią w jakiegoś policjanta, a ten w końcu strzelił w obronie własnej. Zginął na miejscu. Nie mogli go uratować. Harremu odbiło. Zamiast zmądrzeć to dopadło go pragnienie zemsty.-Clark odetchnął głośno i zaczął przyglądać mi się z uwagą. On nie wiedział, że to mój ojciec zabił jego brata i dobrze. Nie chciałam psuć tej atmosfery przyznając się do tego. Nie dzisiaj, kiedy indziej. 
-Gdzie był Sebastian kiedy byliście na przyjęciu u rodziny?-zapytałam z czystej ciekawości.
-Chciał zostać w domu ze swoją dziewczyną. On miał tylko 17 lat, całe życie przed sobą, a umarł tak młodo.-odparł blondyn krzywiąc twarz w niedowierzaniu.
-To straszne. Ale czemu Harry cię tak bardzo nienawidzi, przecież to nie ty zawiniłeś.
-Tak racja, nie ja ale za to ja nigdy mu nie wybaczyłem tego wypadku. Zawsze go obwiniałem o to wszystko. Z dniem jego nienawiść do mnie tak wzrosła, że wyjechał. 
-To wszystko jest takie skomplikowane.-stwierdziłam smutno kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
-Jak całe życie.
Hej, no to mamy kolejny rozdział :)
Jeśli macie do mnie jakieś pytanie to proszę tutaj: http://ask.fm/Patricila

A jeśli macie jakieś pytania do Harrego i Jo to także zapraszam na ich aski:

http://ask.fm/MonsterSyles

http://ask.fm/JoPoolow

sobota, 12 kwietnia 2014

Twenty-six

-Poczekaj chwilkę, pójdę otworzyć.- stwierdziła leniwie Sue wstając z łóżka. W mojej głowie od razu zaświeciło się czerwone światełko. Nie mogła zejść na dół i otworzyć mu drzwi, to był Harry a on był nieprzewidywalny. 
-Nie, niee! Zostań tutaj i nigdzie nie idź!- wrzasnęłam roztrzęsiona. Przecież nie mogła za cholerę otworzyć tych drzwi, on jest niebezpieczny.
-Boże. Jo! Jesteś jakaś dziwna, o co ci chodzi?-przyjaciółka momentalnie się skrzywiła nie mając pojęcia czemu się tak zachowuje. Nie wiedziałam jak mam jej to powiedzieć, jak jej wytłumaczyć, że za tymi drzwiami stoi prawdziwy morderca i mój prześladowca. Kompletnie nie wiedziałam jak złożyć słowa w jedną kupę. 
-To jest Harry.-powiedziałam tak cicho, że nawet nie przypuszczałam, że zdoła to usłyszeć, ale jednak.
-Co jest Harry? Nie rozumiem.-kiedy to powiedziała, dzwonek do drzwi stał się bardziej natarczywy. Mój oddech przyspieszył, a serce biło nieodkrytą szybkością. Byłam przerażona. 
-Przed drzwiami jest Harry. Nie możemy mu otworzyć... Ja się go boje. Jest zły i to chyba bardzo.-zaskomlałam bo nic innego mi nie pozostawało. Naprawdę się bałam i czułam, że Sue po moich słowach także dostała gęsiej skórki. To był strach.
-Musimy coś zrobić! Zadzwonić na policję! Albo cokolwiek! Jakoś watpię żeby on tak po prostu odpuścił.-zaczęła histeryzować. Tego najbardziej się bałam. Sue to straszna histeryczka i jednym słowem 'tchórz' ale nie miałam jej tego za złe. Przecież sama się bałam, ale wiedziałam, że najgorszą rzeczą jaką miałybyśmy zrobić to zadzwonić na policję. Nie dość, że Styles by się wkurzył to zemściłby się, nie tylko na mnie ale także na mojej przyjaciółce, a tego nie chciałam.
-Nie! Absolutnie nie możemy tego zrobić. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł.
Sue milczała nie odzywając się ani słowem, wyglądało na to, że myśli jakby tu wyrolować Harrego, ale z nim nie było tak łatwo.
Kiedy ona się nie odzywała mi przyszedł do głowy pewien pomysł. Wyciągnęłam telefon zwinnie go odblokowując i wchodząc na kontakty. Clark.
Wysłałam do niego pośpiesznie wiadomość z adresem i prośbą aby przyjechał pod dom Sue, pisząc mu, że Harremu odbija. Nie mógł mnie olać, nie w tej sytuacji. Tym bardziej, że wiedział, iż Harry ma nasrane w głowie i jest zdolny do wszystkiego. 
-Wszystko będzie dobrze. Napisałam do osoby która nam pomoże, zaraz powinien tu być.-powiedziałam szybko do przyjaciółki próbując ją uspokoić. Widziałam jak to przeżywała i nie chciałam żeby przez moją głupotę się tak denerwowała. Ponieważ gdybym do niej nie przyjechała, teraz martwiłaby się o to, że w telewizji właśnie puścili reklamę a nie, że chory morderca w tej chwili dzwoni do jej drzwi. To wszystko moja wina. 
Zrobiło się cicho. Dzwonek przestał wydawać natarczywy dźwięk. 
-Chyba odpuścił.-stwierdziła Sue. Ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć i dobrze przypuszczałam bo już po chwili usłyszałam głośny huk i drzwi musiały zostać wywarzone a w domu rozległ się głośny głos.
-Jo! Nie wygłupiaj się i zejdź tu do mnie. 
To był Harry. 
-Gdzie jest do cholery ten twój wybawiciel?- zdenerwowała się Sue słysząc głos Stylesa. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, on wszedł do domu. A nie miałam pojęcia do czego był zdolny. Mógł być przeraźliwie miły albo przeraźliwie straszny. Oczywiście obawiałam się tej drugiej opcji. To ona mnie najbardziej przerażała. 
-Zejde do niego, zaraz powinien pojawić się tu Clark. Czekaj tu na mnie i nie rób nic głupiego.- próbowałam ją uspokoić ale to jeszcze bardziej pogorszyło sprawę.
-Nie! Nie idź nigdzie! Zostań tutaj, on może cię skrzywdzić.-zaczęła panikować co mnie przytłaczało i doprowadzało do obłędu.
-Sue uspokój się! Nic mi nie będzie. On mi nic nie zrobi, jakby chciał to już dawno by coś zrobił. Nie panikuj, tylko zostań tu na górze i czekaj, okej?-nie czekając na jej odpowiedź wyszłam z pokoju. Głos miałam pewny ale tylko dlatego aby się dłużej nie denerwowała. Kiedy byłyśmy małe to Su strasznie wkurzyła się o to, że Izabella-koleżanka która bawiła się z nami lalkami, nastraszyła ją, że jeśli nie pożyczy jej barbie to przyjdzie po nią wielki, brzydki pan i zabierze ją od rodziców. Moja przyjaciółka dostała takiego ataku paniki, że rodzice musieli ją zawieźć do szpitala. No i to zdarzyło się nie jeden raz, dlatego też modliłam się w myślach, żeby Harry nie zrobił nic głupiego co mogłoby przyczynić się do jej ataku. 
Zeszłam po schodach próbując zachować równy oddech wraz ze spokojem. To było trudne zadanie ale jakoś dawałam rade, musiałam. 
-Tu jestem.- powiedziałam na głos, a słowa które wypowiedziałam drżały strachem. Nie wszystkiego mogłam opanować. Teraz musiałam sprawić aby nie doprowadzić Harrego do szału a to będzie trudne. Usiadłam w salonie na sofie dając mu do zrozumienia, że chce normalnej rozmowy, a nie horroru który mógłby mi zafundować. Podniosłam wzrok z podłogi zauważając, że przeszedł przez próg. 
-Cześć słoneczko.- przywitał się przyglądając mi się uważnie. 
-Cześć Harry.- odpowiedziałam, a moja twarz nie wyrażała żadnych emocji. No i właśnie o to mi chodziło. Styles ruszył z miejsca i już po chwili siedział obok mnie. 
-Boisz się mnie, prawda?-to brzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Właśnie w tej chwili zrozumiałam, że przed nim nie da się ukryć ani swoich emocji ani uczuć, to trochę dziwne. Zawsze wszystko potrafił rozszyfrować.
-Nie wiem.- odpowiedziałam krótko, sama nie wiedząc na co mogę sobie pozwolić. 
-Nie kłam. Sama dobrze wiesz co czujesz.-zaśmiał się, ale na jego twarzy nie było ani krzty rozbawienia.
-A gdybym ci powiedziała, że ja nawet nie wiem co czuje?-zagadnęłam, sama nie wiedząc po co brnę w tą skomplikowaną dyskusje. 
-Wtedy ja powiedziałbym, że pomogę ci w dowiedzeniu się jakie są twoje uczucia.-Harry się uśmiechnął, tym razem nie był to jeden z tych jego ponurych uśmiechów. Był szczery. 
-Na czym polega ta pomoc?-zapytałam nie mając tak naprawdę pojęcia, o co mu może chodzić. 
Spojrzał mi w oczy, jego ręka wylądowała na moim udzie. Jego usta zbliżyły się do mojego ucha. Przejechał językiem po zarysie mojej szczęki, zostawił soczysty pocałunek na moich ustach, po czym wstał i wystawił w moją stronę dłoń. 
-Chodź. Pójdziesz ze mną tam gdzie jest twoje miejsce, obok mnie.  
Nie zastanawiałam się ani chwilę nad tym co robię, złapałam go za rękę i wstałam. Przez chwilkę patrzyłam mu w oczy. Chciałam z nim iść, chciałam z nim spędzić resztę życia, chciałam go kochać i żeby on kochał mnie tak jak kochały mnie jego słowa, sprawiały, że zapominałam o tym co mnie otacza. Sprawiały, że w brzuchu rozdziła sie radość, a na twarzy niewiarygodne szczęście. Sprawiały, iż żyłam i pragnęłam żyć. 
-Powinnaś już zrozumieć, że tutaj już nie należysz. Twoja życie jest ze mną. Pokochalaś to. Pokochałaś to, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, zawsze i na zawsze. Pokochałaś to, że twoje życie nie jest już nudne. Przyznaj to. 
-Pokochałam ciebie.-wtedy to zrozumiałam. Ja go kochałam. Nie zniosłabym braku Harrego. Braku jego obecności, głosu i tego jak zawsze mnie wkurzał. 
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ścisnął moją dłoń mocniej i pocałował mnie w policzek. 
-W końcu to zrozumiałaś, brawo słoneczko.-mówił do mnie jak do dziecka, ale nie czułam się z tym źle, tylko bardziej dziwnie. 
Nagle coś zrozumiałam ja go kochałam, ale on mnie nie. I to zabolało, serce zakuło a oczy zaświeciły ze smutku. 
-To się nie uda...-powiedziałam cicho ale na tyle żeby usłyszał.
-Jaki jest powód który się przyczynił do tego, że tak twierdzisz?-zapytał a jego głos trochę stracił tą pewną siebie barwę. Już pewnie nie był taki przekonany, że wyprowadzi mnie stąd z mojej własnej woli.
-Problem jest taki, że ja kocham ciebie całym sercem, a ty nie masz serca żeby mnie pokochać chociaż trochę.-powiedziałam spuszczając wzrok i wpatrując się w swoje stopy. Harry milczał, ja też. Miałam nadzieję, że zaprzeczy, że stwierdzi, że kocha mnie jeszcze mocniej niż ja jego ale tak się nie stało. Nie było żadnego wyznania z jego strony. 
Głupia ja. Byłam jak każda inna. Zakochałam się w nim, a on we mnie nie. Pokochałam go jako potwora oddając mu cząstkę siebie, a on pewnie znienawidził mnie jeszcze bardziej zabierając część mnie. Czułam się jakby rzucił moim sercem o ścianę i zaśmiał mi się prosto w twarz. 
-Harry będzie lepiej jeśli wyjdziesz i zostawisz ją w spokoju, raz na zawsze.-usłyszałam głos Clarka zaraz za plecami Harrego. 
Styles spojrzał mi w oczy bez emocji. Zacisnął pięści pewnie powstrzymując się od bójki, wybiegł z domu Sue i odjechał autem z piskiem. 
Nie przejmując się już niczym ukryłam twarz w dłoniach i całkowicie się popłakałam. 
-Ej kochanie wszystko będzie dobrze.-szepnął Clark mocno mnie do siebie przytulając. 
Czułam się jakbym straciła sens wszystkiego, sens życia. Ale czy właśnie nie tego pragnęłam? Przecież chciałam żeby dał mi spokój i zniknął na zawsze... 
*
No to mamy następny rozdział :')
Jak się podoba?
Jakiekolwiek pytania na temat bloga albo czegokolwiek proszę tutaj: http://ask.fm/Patricila

sobota, 15 marca 2014

twenty-five

-Co jest grane? -Harry się obudził odzywając się tym swoim seksownie zaspanym głosem. Ja tylko patrzyłam na niego zdumionym wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Więc kiedy ja go olałam dzień wcześniej, on tak po prostu znalazł sobie jakąś prawdopodobnie  pierwszą lepszą laskę do pieprzenia i... I ją przeleciał? To chyba jakiś kiepski żart, no kurwa bez jaj, a ja chciałam mu podarować swoje zaufanie, chociaż spróbować ale jak widać chyba nic z tego nie wyjdzie i za pewne nigdy by nie wyszło. Czy zawsze musi tak być kiedy próbuję pomóc naszej znajomości? Chyba po prostu nie jesteśmy sobie pisani, czy coś. Ale dlaczego mielibyśmy być? Przecież nienawidzimy siebie nawzajem. Chyba. Dla mnie to co miałam przed oczami było podłym posunięciem. Mogłam zostać z Clarkiem. Już jego towarzystwo dla mnie byłoby chyba o wiele lepsze niż spędzanie czasu i uganianie się za tym podłym dupkiem, który myśli tylko o dziewczynach i gorącym seksie. Prychnęłam głośno machając głową i wyobrażając sobie co musiało między nimi wcześniej zajść. Ten obleśny obraz nie mógł wyparować z mojej głowy, oczywiście na moje cholerne nieszczęście, bo co w tym przyjemnego? Kompletnie nic, uwierzcie.
-Dobra chociaż była? -zapytałam ledwo co powstrzymując łzy.
 -Jo, to nie tak jak wygląda.-Harry rozbudził się momentalnie orientując się, że to właśnie ja jestem w jego sypialni, widać, że nie był zadowolony z osoby która przed nim stoi. Nie był zadowolony, że się tu pojawiłam, ale czy to oznaczało, że po prostu nigdy nie pasowało mu moje towarzystwo? Czy po prostu był przerażony tym, iż widzę go w takiej jednoznacznej sytuacji, która mówiła wszystko sama za siebie. Najbardziej czego nienawidziłam to tego zdania ‘to nie tak jak wygląda’ a jak to wyglądało? Przecież wyglądało to tak jak miało wyglądać. Nie rozumiałam czemu on zawsze to powtarzał, czemu oni wszyscy to powtarzali. Nie tylko w życiu, ale i w tych głupich filmach które uwielbiałam oglądać ale teraz traciły dla mnie jakikolwiek sens, nawet nie chodzi mi tylko o romansidła które puszczają w telewizji ale też o książki. Zawsze to irytujące zdanie które doprowadzało i zawsze będzie doprowadzać mnie do szału. W mojej głowie panował kompletny mętlik którego nie mogłam zapobiec. To była jakaś makabra. Miałam tysiąc myśli na sekundę i nie mogłam tego powstrzymać. Czułam się słabo i głupio. Co ja tutaj w ogóle robiłam? Co ja sobie w ogóle myślałam tutaj przychodząc? Pusta idiotka, tak ze mnie, no i przy okazji z dziewczyny która spała jak zabita koło Harrego. Dała mu się zaciągnąć do łóżka pewnie ledwie go znając, więc oznaczało to, że jest równie pusta i naiwna jak ja. Dwie idiotki w jednej sypialni, wręcz zdumiewające.
Mimo, że myślałam o czymś innym w głowie dalej szumiały mi jego ostatnie słowa. To nie tak jak wygląda, to nie tak jak wygląda… Czy oni wszyscy są pozbawieni mózgu? To nie tak jak wygląda? Co mi chciał przez to powiedzieć? To, że nie uprawiali seksu tylko tak po prostu leżą obok siebie nago i nic więcej? No proszę was, za bardzo znałam Stylesa. Miałam ochotę zapytać na co to wygląda ale dobrze wiedziałam co usłyszę. Najpierw ciszę, później zająkiwanie się i zbicie z tropu, a następnie proooszę daj mi wyjaśnić i te puste słowa które nie mają znaczenia.
Litości ludzie, za dużo przebywałam z tym człowiekiem żeby go nie znać.
-Wiesz co mogłam zostać u twojego brata, mogłam to jemu dać się zerżnąć...-nie wiedziałam co mówię. Po prostu byłam wściekała. Ale czemu? Przecież nienawidziłam Harrego a o mnie, prawda? No prawda co nie? Był okropny i traktował mnie jak gówno! I nigdy nie przestawał tego robić nawet jak potwornie cierpiałam! Boże… ale chyba mi na nim w pewien sposób zależało. Nie wiem czemu! Tak po prostu, tak po prostu… Nie byłam z tego zadowolona, no ba! Ciągle próbowałam to ukryć ale po prostu nie dawało się. Przy każdej najbliższej sytuacji wszyscy mogli mnie rozszyfrować, przecież jestem taka łatwa w tym. Czasem za dużo gadam a czasem za dużo pokazuje. Jak na przykład teraz! Przecież byłam na niego zła i właśnie to mu pokazywałam złość, smutek, oburzenie, wątpliwość. W co ja się do cholery wpakowałam. W miłość? Przecież ja nigdy nie kochałam i on też nie. W jego słowniku nie było czegoś takiego jak miłość i w moim też nie. On nienawidził tego słowa, nie rozumiał go, nie popierał, a co najlepsze nie wierzył w żadną pieprzoną miłość. A ja ją rozumiałam? Ja w nią wierzyłam? W ogóle co to jest miłość? Na czym ona polega…
-Słucham?!-krzyknął najwidoczniej nie mogąc uwierzyć w słowa które wyszły przed momentem z moich ust. Ja sama nie wierzyłam w to co powiedziałam, ponieważ było to zdecydowanie kiepskie i nie na moim poziomie i oczywiście tak nie myślałam. To było kompletną bzdurą ale czasem tak mam, że powiem coś za nim pomyślę a później tego żałuję ale pewnie nie jestem jedynym przypadkiem na tym świecie który tak postępuje. Pewnie wręcz przeciwnie. Jestem taka jak inni, nie wyjątkowa więc ten problem posiada pewnie większość żyjącej na tym świecie ludzkości.
-Co? Coś ci nie pasuje?- zapytałam szorstko mrużąc na niego oczy. Pomimo tego, że wiedziałam, iż moje słowa nie mają sensu to i tak postanowiłam nie przestawać ich wypowiadać, bo co jak co ale byłam pewna, że Harrego argumenty będą niczym w porównaniu do moich. Zachowywałam się jak zdesperowana nastolatka, no ale taka już byłam! Nie! Nie zdesperowana ale pochopna i nieprzemyślana. Poza tym ja przynajmniej stosowałam głupie słowa, podłe i nawiązujące do postaci seksualnej i dobrze o tym wiedziałam no i co najważniejsze żałowałam tych wypowiedzianych bredni. A on? On przeszedł do czynów, pewnie nawet ich nie żałował tylko dobrze wspominał wspólne chwile spędzone z tą lalą i to chyba tyle na ten temat. Dlaczego ja miałam żałować tego co powiedziałam skoro on zrobił coś o wiele gorszego? Wiem, że słowa są czasem gorsze niż popełnione czyny, ale to nie tyczy się tej sytuacji i nawet głupiec przyznałby mi racje.
Harry wstał z łóżka i skierował się szybkim krokiem w moim kierunku. Powtarzam! Wstał i podszedł do mnie, całkiem nago… oniemiałam. Po prostu zabrakło mi słów i momentalnie zrobiło się sucho w ustach. Czułam jakby utknęła mi jakaś wielka klucha w gardle czy cokolwiek takiego, nie mogłam przełknąć śliny, to było straszne. No wyobraźcie tylko sobie tą scenę. Oczywiście obczaiłam go z góry na dół, co po chwili zrobiło się dla mnie krępujące ponieważ Harry to spostrzegł, a na mojej twarzy zawidniały spore rumieńce. Zrobiło mi się cholernie głupio i niezręcznie.
Wtedy znalazł się kilka centymetrów ode mnie. Przybliżył swoją twarz jeszcze bardziej… i jeszcze dopóki nasze usta nie zaczęły się dotykać, a języki razem współpracować. Poniosłam się chwili zapominając przez chwilę w jakiej sytuacji go tutaj zastałam. Czułam jak Harry ocierał swoim ciałem o moje. Um… to było takie niezręczne ale również podniecające. Oderwaliśmy się od siebie aby zaczerpnąć powietrza. A wtedy popełniłam największą gafę świata.
-Całowałam się z Clarkiem ale później wybiegłam z jego mieszkania i dlatego tutaj jestem…
Wyszczerzyłam oczy zdając sobie sprawę, że nie powiedziałam tego w myślach tylko na głos. Co ze mnie za głupia kretynka. Nie mogłam uwierzyć w potok słów który wydobył się z moich ust. Czułam jakby naprawdę się to nie wydarzyło. To co się zdarzyło przed sekundą naprawdę nie miało miejsca… nie mogło mieć! Przecież to głupota! Czysta głupota, jak to w ogóle zabrzmiało… co on sobie pomyślał.
Spojrzałam na niego, a wtedy Styles uderzył pięścią w ścianę która znajdowała się zaraz za mną, raniąc sobie przy tym kostki u ręki i zdzierając potwornie skórę, ale najwidoczniej nie był ani trochę tym poruszony. Dla niego pewnie taki ból to pestka czy tam bułka z masłem przy tych wszystkich sytuacjach jakie w życiu przeszedł, w swoich potwornym życiu oczywiście pozwolę sobie dodać.
-Mówisz poważnie?- jego głos wyrażał niedowierzenie. Zaśmiał się wściekle wzdychając i nerwowo gładząc swoje włosy. Był wściekły i dobrze o tym wiedziałam. Zawsze potrafiłam go wkurzyć, ale to nie znaczy, że chciałam. Gdybym nie chciała to bym tego nie robiła. Ale to był impuls. Nie, nie to nawet nie był impuls to były moje myśli które zostały wypowiedziane na głos i nie miałam zielonego pojęcia jak to się stało. Przecież nie miałam nawet takiego zamiaru, nie miałam takiego zamiaru żeby one opuściły moją głowę wychodząc na światło dzienne do ludzi. To okropne, że czasem nie kontroluje tego co mówię i robię, a nawet myślę!
Na serio tak bardzo się tym przejmowałam? Okej, ja całowałam się z jego bratem i nieświadomie się do tego przyznałam, a on? On robił coś o wiele gorszego, sypiał z jakąś dziewczyną i na pewno nie miał zamiaru mi się do tego przyznać i nawet bym się z tym nie łudziła.
-Dziwka…- splunął wściekły w moim kierunku. To było już dla mnie za wiele, mógł sobie nazywać tak pannę z którą się pieprzył ale nie mnie! Ja nic takiego nie zrobiłam w porównaniu do niego! Zachowywał się jak popieprzony skurwiel i to po raz kolejny. Czy chociaż raz w życiu mógłby mnie nie oczerniać i nie zwalać wszystkiego na moją osobę i spróbować dostrzec też co sam on wyprawia, a nie widzieć u siebie sama plusy a za to u mnie tylko negatywne rzeczy. Nie byłam taką wstrętną sobą żeby zasługiwać na takie określenia jak dziwka, szmata, kurwa, cipa. Miałam tego dość.
-Ty mówisz, że jestem dziwką tak? To kim ty kurna jesteś w takim razie? Męską bezlitosną kurwą? Tak zdecydowanie, albo może i nawet znalazłoby się lepsze określenie co do twojej podłej osoby. Harry! Musisz pojąć jedno! Ty nie jesteś idealnym człowiekiem, patrz ile ty krzywd mi wyrządziłeś i potem porównaj sobie z tym co ja takiego zrobiłam tobie.
Po chwili wyglądając za plecy Harrego zauważyłam, że jego laska od pieprzenia siedziała obudzona na łóżku. Biedna, nasze krzyki musiały ją przebudzić no i wyczujcie tą ironie. Ona na chwilę odwróciła moją uwagę, spoglądałam na jej twarz, była piekielnie zdezorientowana i nie wiedziała co się wokół niej dzieje, ale wcale się nie dziwiłam jej reakcji, siedziała dalej przyglądając się całej tej akcji.
Nadal byłam oburzona. To nawet było mało powiedziane. Nie tyle co byłam obudzona ale zawiedziona. Nie tylko Harry mnie zawiódł ale i cały ten świat na który tak mocno liczyłam.
-Nie mów do mnie takim tonem…
-Bo co?- zmarszczyłam brwi nie mogąc uwierzyć, że ten dupek ma do mnie jeszcze pretensje, z tego powodu w jaki sposób do niego mówię. To było chore, on był chory. Nie tylko chory ale i popieprzony jak wszystko inne.
-Bo gówno, kurwa.- poczerwieniałam ze złości słysząc jego słowa. Chujowy z niego dupek i tyle na jego temat.
-Jesteś bezczelnym, kłamliwym sukinsynem który nie zasługuje na nic! Nawet na odrobinę szczęścia i miłości od drugiej osoby, jesteś podły i bez serca.- już nie mogłam dużej udawać, że jestem twarda, nie mogłam powstrzymać łez które ciągle tylko myślały o tym aby popłynąć po moich policzkach. Po prostu to zrobiłam, popłakałam się wybiegając z jego głupiego mieszkania. Smarki leciały mi z nosa tak samo jak łzy które wydobywały się z moich oczu. Czułam się beznadziejnie. Czy to cholerne życie kiedykolwiek przestanie dawać mi w kość? Nie wiedziałam gdzie mam się podziać, co zrobić i w co wytrzeć ten cholerny nos! Nie przejmując się swoim wyglądem który za pewne był tragiczny, wsiadłam do autobusu z myślą o tym, że pojadę do mojej najlepszej przyjaciółki. Z nadzieją… z nadzieją, że ona mnie zrozumie.
-Jo? Co się stało? Wyglądasz okropnie! Jakby przebiegło po tobie stado baranów, albo gorzej! Boże, dziewczyno! Wchodź do środka bo jak ktoś cię zauważy to się dosłownie przestraszy.- kiedy tylko pojawiłam się w progu jej drzwi, z jej ust wylał się momentalny potok słów. Nie wiedziała co się stało, ale mówiąc to co powiedziała miała nadzieję, że mnie rozśmieszy a nie zdołuje. No i  mogłam przyznać z ręką na sercu, że jej próba poprawienia mi humoru chociaż na te pięć sekund powiodła się. Zaśmiałam się przez płacz powodując potok smarków z mojego nosa. Naprawdę musiałam wyglądać tragicznie.
-Chodź bekso. Nikogo nie ma w domu więc możesz płakać do woli, jeśli tylko przyniesie ci to ulgę. Ale za nim zaczniesz to robić to się wysmarkasz i wszystko mi opowiesz, od początku do samego końca i żadnych sekretów!
No i właśnie tak się stało, opowiedziałam jej wszystko od samego początku aż do końca. Czułam jak kamień spada mi z serca gdy te wszystkie wydarzenia wyleciały z moich ust. Czułam taką niesamowitą ulgę, że nie dało się tego opisać prostymi słowami.
-Nie rozumiem tylko jednego…- zamyśliła się Sue kiedy tylko skończyłam jej wszystko opowiadać.
-To znaczy czego?- zmarszczyłam niezrozumiale brwi czekając niecierpliwie na jej odpowiedź.
-Skoro on mścił się na twoim tacie z tego powodu, że on zabił jego brata to co robi Clark wśród żywych?- zapytała mnie zdezorientowana przyjaciółka. Musiałam przyznać, że sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Ale skoro mój ojciec zabił jego brata to prawdopodobnie Clark był jego drugim bratem i innego wyjaśnienia na to nie było. To wszystko było diabelsko skomplikowane.
-Myślę, że po prostu on jest jego drugim bratem! Wiesz, to dziwne… albo nie dziwne, ale ja z Harrym nie rozmawialiśmy chyba ani razu na tematy rodzinne, więc prawdopodobnie jest tak jak powiedziałam. Tylko zastanawia mnie jedno, co się wydarzyło pomiędzy nimi, że tak bardzo skaczą sobie do gardeł. Przecież to bracia, no rodzina! Powinni się kochać mimo wszystko a wcale tak nie jest. Gdybyś widziała jak na siebie patrzyli, po prostu w ich oczach widziałam nienawiść jakiej jeszcze nigdy na tym świecie nie dostrzegałam, przysięgam i to z ręką na sercu.- buzia mi się dosłownie nie zamykała, ale to dobrze bo zapominałam chociaż na chwilę o tym co się wydarzyło w domu Harrego. Gadanie mnie uspakajało, a tym bardziej nawijanie które nie miało końca.
-Okej, może i są braćmi i myślę, że to najbardziej prawdopodobne ale mam jedno zastrzeżenie. Skoro twierdzisz, że rodzina powinna się kochać mimo wszystko, nawet tego co się stało i było to za pewne straszne. Ale powtarzam, to rodzina! To dlaczego nie pogodzisz się z rodzicami? Przecież to twoi rodzice Jo, nie możesz ich nienawidzić przez resztę życia. To oni cię wychowali i to oni cię stworzyli i mimo wszystko kochają i zawsze będą kochać. Więc pomyśl czasem jak coś powiesz i sama tego przestrzegaj. Pamiętaj to rodzina!
Nie mogłam uwierzyć, że mi to wygarnęła ale tak, miała racje. Miała mimo wszystko. Miałam ochotę ją zabić za to, że powiedziała mi całkowitą prawdę, bo choć się z nią zgadzałam to nie chciałam powiedzieć tego na głos. Nienawidziłam moich rodziców, nienawidziłam tego co mi zrobili i tego co zrobili sobie nawzajem, ale równie dobrze ich kochałam. Tylko nie wiedziałam czy bardziej darze ich miłością czy też tą chorą nienawiścią do własnej rodziny, ale miałam powód i ten powód był ogromnym bólem który siedział mi na sercu i nie chciał się wyleczyć, a nawet gdyby próbował to i tak zostałby po nim wielki ślad, którego nikt nie zdołałby nigdy zatrzeć ani schować przed moimi oczami, aby nie przypominał mi tego co się stało, tego jaką krzywdę wyrządzili mi właśni rodzice, tak wielką jak i sobie nawzajem.
Sue patrzyła na mnie tymi swoimi zmartwionymi oczami, wyczekując chyba na odpowiedź. Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć, sama nie wiedziałam co mam myśleć o całej tej sprawie. Nie chciałam teraz podejmować tej decyzji, za dużo się u mnie działo a to jeszcze bardziej namieszałoby mi w życiu. Postanowiłam odstawić tą sprawę na później, myśląc jakby się tu wykręcić od odpowiedzi kiedy właśnie usłyszałam dźwięk mojej komórki. Wyciągnęłam ją pospiesznie z kieszeni krzywiąc twarz, ponieważ dostrzegłam, że to wiadomość od Harrego. Przez chwile zastanawiałam się czy naprawdę chcę wiedzieć co napisał, ale moja ciekawość była nie do ugaszenia. Od razu odblokowałam telefon wchodząc na wiadomość.
‘Gdzie jesteś? Musimy pogadać, to pilne’
Od razu odpisałam, że nie chce go znać i żeby dał sobie spokój bo to, że będzie dla mnie raz miły a później będzie wyzywał od dziwek wcale w niczym nie pomoże. Dziesięć minut później dostałam od niego kolejną wiadomość.
‘Jakoś dowiedzenie się gdzie jesteś nie było trudnym zadaniem. Wyjdź albo ja ci w tym pomogę, słoneczko’

I już po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam przerażona, co się stało z tym miłym Harrym? Czułam się jakbym pisała z kimś całkiem obcym, z kimś kogo poznałam na początku. Z mordercą bez serca…
*
No i mamy 25 rozdział mam nadzieję, że się spodobał :) piszcie co myślicie, komentarze dodają mi motywacji i chęci.
Jeśli macie jakieś pytania do mnie to proszę bardzo: http://ask.fm/Patricila
Albo jak chcecie zapytać o coś głównych bohaterów to proszę, to ich ask'i: http://ask.fm/MonsterSyleshttp://ask.fm/JoPoolow
Do następnego! :) 

czwartek, 6 marca 2014

twenty-four

UWAGA
PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
----------------------
Po tym jak Harry wyszedł z mieszkania blondyna, wstałam z podłogi chwiejnym ruchem i skierowałam się do wyjścia. Oboje byli stworzeni do kłamania czemu on od razu nie przyznał się do tego, że Harry to jego brat. Nie tylko łączyły ich kłamstwa ale też morderstwa, przekręty, krzywdzenie innych i ta cholerna wrodzona bipolarność. Nie chciałam się pakować w jakąś relacje z jego bratem. Najlepiej jakbym go w ogóle nie poznała. Ciekawa jestem jak on tylko się ukrywał przez tyle czasu.
-Gdzie się wybierasz? -zapytał chłopak o imieniu Clark jeśli w ogóle dobrze zrozumiałam jego imię. Więc pytał gdzie się wybieram? Chciałam być jak najdalej od nich. Tylko tyle. Nie wiem dokąd.
-Do przyjaciółki, albo ciotki... Albo rodziców! Gdziekolwiek byle nie tutaj! -nie miałam bladego pojęcia dokąd mam pójść.
-Spójrz lepiej na godzinę. Nigdzie nie idziesz. Pójdziesz kiedy się prześpisz i to przemyślisz całą tą sytuację, przecież nie ma sensu włóczenie się o tej godzinie. I nie obawiaj się mnie, nic ci nie zrobię, bo nie jestem taki zły jak to mój brat ujął.-buzia nie zamknęła mu się na moment póki nie skończył. Co za człowiek. Przynajmniej nie grozi jego towarzystwie krępująca cisza, która potrafi dosłownie zabić. No i co niby miałam się tak po prostu zgodzić i ulec? Nie miałam już siły do nich. Może nie byli tacy sami, byli podobni do siebie. Nie tylko z wyglądu ale i z charakteru. W sumie i tak nie mogłam go tak od razu oceniać. Ponieważ? Ponieważ go dobrze nie znałam. To może mogłam chociaż spróbować? Może to właśnie Harry przesadzał bo dopadła go zazdrość. Hm, bardzo możliwe. No i pewnie też dlatego próbował mnie uświadomić, że Clark jest o wiele gorszy niż on? A może tak naprawdę nie ma w nim ani chrzty mordercy. Przecież kiedy go poznałam nie zachowywał się jak jakiś podły sukinsyn, nie wspominając już o Harrym który był dla mnie istnym piekłem.
-W porządku. I tak myślę, że gorszym człowiekiem od Harrego nie może być nikt.-odparłam wzdychając. Miałam ten dzień po dziurki w nosie i wolałam już sobie go bardziej nie utrudniać, bo gdzie bym miała pójść o tej godzinie! Wszyscy by mnie chyba zamordowali bez chwili zastanowienia.
-W sumie to bym się z tym nie zgodził ale myśl sobie jak tam chcesz. Chodź za mną zaprowadzę cię do pokoju w którym możesz się przespać... Chyba, że wolisz dzielić łóżko ze mną?- zaśmiał się głupkowato powodując, że skarciłam go wzorkiem ale nie w tak poważny sposób jak się wydawało. Nie był chamski, wręcz przeciwnie. Jego flirt w porównaniu do Harrego był taki niewinny. Ale sama nie wiem co mnie bardziej pociągało. Jestem trudna, wiem.
-Dla ciebie to była głupia zagrywka, ale teraz już wiem jaka jest różnica miedzy tobą a Harrym. -stwierdziłam zdecydowanym głosem jeszcze przez chwile zastanawiając sie nad moja tezą, do tej pory aż Clark w końcu zaciekawił się tym co mówię.
-No więc co nas różni? -zapytał podekscytowany jak widać nie mogąc sie doczekać mojej odpowiedzi. Obawiałam się tego czy mam mu to powiedzieć na 100%  nie chciałam żeby poczuł się pewnie. Nie chciałam żeby ktokolwiek czuł się przy mnie pewnie, nie lubiłam tego. Można to wykorzystywać w dużo możliwych sposobów. No ludzie, tyle razy się już w życiu sparzyłam więc mogłam stwierdzić, że lepiej jest być ostrożnym i dmuchać na zimne.
-Ty tylko rzuciłeś mi śmieszną uwagę na temat spania razem, a wiesz co by zrobił Harry? Zaciągnąłby mnie do tej sypialni siłą.-dokończyłam wchodząc do pokoju wskazanego mi przez blondyna. On tylko skinął głowa mrużąc na mnie oczy i wychodząc z pokoju. I tyle? Zabrakło mu słów? Przecież nie powiedziałam niż dziwnego, wstydliwego ani przerażającego. Nie trawię tych dwóch braci i czuję, że chyba nigdy ich nie zrozumiem. Minęło pół godziny i nic. Brak snu. Nic, nie mogłam zasnąć. Chmury myśli przejęły mój mózg. To było nie do zniesienia. Chciałam zasnąć ale nie potrafiłam. Do tego czułam Saharę w buzi. Nie dość, że było mi cholernie gorąco to jeszcze sucho w ustach jak diabli. Wstałam delikatnie z łóżka kierując się do drzwi. Gdy tylko znalazłam się obok schodów, zeszłam po nich jak najciszej dochodząc do kuchni. Zaglądając do kilku kuchennych półek poszukiwałam jakiegoś napoju, ale niestety nic nie znalazłam.
-Czego tu szukasz mała szmato? -usłyszałam za sobą dziewczęcy głos i wtedy prawie serce mi wyleciało.
-Co jest kurwa do cholery?- zaklęłam słysząc takie słowa do tego z dziewczyny ust i to do mojej osoby. Kiedyś zachowałabym stoicki sposób ale teraz? Teraz jestem jak burza, do tego z gratem, huraganem i wszystkim naraz. Jestem pod napięciem kiedy tylko widzę takie małe szmaty które myślą, że mogą mówić i robić co chcą.
-Pytam czego szukasz? Głucha jesteś czy kurwa jaka? -po raz drugi usłyszałam z jej ust ten okropny głosik, jeszcze chwila a miałam ochotę wybuchnąć jak nigdy dotąd.
-Jeszcze słowo. Uważaj na to co mówisz. Na Boga, kim ty w ogóle jesteś?- zapytałam zdezorientowana i do tego oburzona. Ta dziewczyna była co prawda ładna, miała piękne długie blond włosy, do tego widać było, że połyskiwały naturalnością. Duże brązowe oczy aż wierciły we mnie dziury i tą słodka trochę zaokrągloną twarz, serio miała interesująca urodę. Chłopcy lubią takie słodkie i bezbronnie wyglądające laski. Słyszałam, że pociąga ich w nich to, że mogą się nimi opiekować i troszczyć, to zabawne.
-Pytasz kim ja jestem? Ja tu mieszkam i jestem dziewczyną właściciela tego domu, więc ja pytam w takim razie kim ty jesteś?- spytała nieco spokojniej. Więc była dziewczyną Clarka? Cóż, szczęściarz z niego… albo z niej ale to nie znaczy, że ją lubię czy też jej zazdroszczę.
-Koleżanką.-odpowiedziałam krótko. Nie miałam już więcej co powiedzieć. Bo co niby? Sama przecież nie wiedziałam co tu dokładnie robię i kim jestem dla tego Clarka. Kurwa ja nawet nie wiedziałam kim jestem dla tego pieprzonego Harrego, a co dopiero dla jego brata. Jakie to wszystko kosmicznie popieprzone, do kwadratu.
-Od kiedy jakieś tam 'koleżanki' nocują w tym domu? -zapytała złowrogo piorunując mnie wzrokiem. Miałam jej dość. Nie mogłam w końcu zamknąć tej swojej paszczy czy coś? Była piękna ale była zwykła cipą, albo po prostu zazdrosną suką. Nie wiem która opcja bardziej pasowała. A może obie? To bardziej prawdopodobne.
-Co tu się dzieje? -z góry zbiegł Clark w samych spodniach dresowych przecierając zaspane oczy. Najwidoczniej go obudziłyśmy i widać, że bardzo go tym wkurzyłyśmy. Można było to poznać po jego srogim spojrzeniu i ostrym głosie.
-Ta suka się tutaj panoszy jakby była u siebie...-zaczęła jego dziewczyna ale on nawet nie pozwolił jej dokończyć, a widać było, że ta zdzira jeszcze nie skończyła co do mnie.
-Zamknij mordę i nie nazywaj jej w ten sposób.-blondyn chyba bardzo wkurzył się jej słowami skoro tak zareagował. Wow, a ona? Ona się tylko skrzywiła nie reagując ani słowem, na jej miejscu… Oh, wole nie mówić co bym powiedziała na jej miejscu, bo to nie jest zbyt grzeczne i cenzuralne. Teraz udowodnił, że był podobny do Harrego, ale czemu mnie bronił? Harry by mnie jeszcze zbeształ. Nie był zły na mnie, nie krzyczał na mnie, tylko na tą piękną istotę przed nim która była jego dziewczyną. Co było nie tak? Hm... A raczej co było z nim nie tak? Coś na pewno było, ale co to ja nie wiem.
-Przepraszam, to moja wina! Po prostu nie mogłam zasnąć, a do tego chciało mi się pić, więc zeszłam tutaj z zamiarem zgaszenia mojego pragnienia ale wtedy, wtedy przyszła twoja dziewczyna...
-Nie mogłaś zasnąć? Ah, mogłaś mnie obudzić! Dotrzymałbym ci towarzystwa.-zaśmiał się kompletnie nie zwracając uwagi na swoją dziewczynę. Ominął ją posyłając mi pełen uśmiech i wyciągając pustą szklankę i karton soku z lodówki, napełniając nim szklankę i podając mi go.
–Dziękując ci bardzo! Ratujesz mi życie.-zaśmiałam się leciutko ukazując rząd zębów w jego stronę, a po chwili obracając się w stronę gdzie stała jego dziewczyna, posłałam jej fałszywy uśmiech. -Dziękuję jeszcze raz! Lepiej pójdę już spać, dobranoc.-powiedziałam miło i skręciłam w lewy korytarz.
-Jo! To nie w tą stronę! Najlepiej będzie jak cię odprowadzę.-zaśmiał się na moją gafę po czym pociągnął w drugą stronę. Byłam kompletnie rozkojarzona, a po drugie miałam takie wytłumaczenie, że ten dom był ogromny a ja byłam w nim pierwszy raz więc łatwo można było się pogubić! No co? Każdemu może się zdarzyć a mi to było pewnie wskazane, jestem specem od istnego pecha i chyba już każdy to wie. Spojrzałam ostatni raz na jego dziewczynę. Miałam ochotę zaśmiać się na głos, bo ona dosłownie kipiała złością, pewnie miała ochotę wydłubać mi oczy. To był komiczny widok. Ale od kiedy ja zrobiłam się taką wredną suką? Nie, nie. Tylko dla wrednych jestem okropna, nie oszukujmy się.
-A ty o czym tak myślisz?- zagadnął mnie blondyn kiedy tylko znaleźliśmy się w sypialni w której miałam spędzić noc.
-O tym, że trudno będzie mi zasnąć.-musiałam coś wymyślić no nie? Chyba nie powiedziałbym 'Oh, stary o niczym takim. Tylko o tym, że kpie sobie z twojej durnej dziewczyny która działa mi na nerwy' to chyba tyle, haha. Tak dobry pomysł, może otworzę się i powiem mu całą prawdę, a wtedy zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi ever. Jest już ze mną źle. Nie ma to jak myśleć o spaniu. Bardzo dobry sposób wykręcenia się. W końcu to zawsze ja byłam osobą od gadania głupot, no hellą!
-Mogę ci w tym pomóc.- poruszał brwiami w górę i w dół a ja o razu zareagowałam śmiechem. Zanim zapytałam to ułożyłam się na łóżku na leżąco i wtedy otworzyłem buzie.
-To śmieszne! Ale słucham! w jaki sposób chcesz mi pomóc?- moje pytanie w końcu padło z moich ust. Oczywiście byłam osobą nieznośnie niecierpliwą i nienawidziłam czekać. A on chyba się zorientował bo specjalnie przedłużał swoją wypowiedź. Ile można było czekać?
-No więc mogę ci opowiedzieć bajkę na dobranoc.-zaśmiał się i usiadł zaraz obok mojego leżącego ciała.
-HA! HA! Bardzo zabawne! Czy ja wyglądam jak pięcioletnie dziecko? Nie jestem już małą dziewczynką i nie mam zamiaru słuchać bajek.- odpowiedziałam mrużąc podejrzanie na niego oczy. Serio bajki? Na coś lepszego go nie stać? No proszę was! Wolałabym zjeść pudełko tabletek nasennych niż słuchać bajek na dobranoc.
-Mogę ci pokazać jeszcze lepszy sposób. Może to pomoże.- przez chwile zastanawiałam się co znów głupiego wymyślił, a kiedy chciałam zapytać co to takiego, on tak po prostu złączył nasze usta. Nie wiedziałam co się do cholery działo. ON był w samych spodniach, miał gorącą budowę ciała... I działał na mnie tak niesamowicie. O Boże! Chyba się zapomniałam. Jego ręka jeździła delikatnie po moim tyłku od czasu do czasu go ściskając ale nagle wszystko zostało przerwane kiedy usłyszeliśmy głos jego dziewczyny
-Clark! Chodź tutaj! Jesteś mi potrzebny w łóżku.
-JAPIERDOLE, czego ona znów chce, przepraszam zaraz wracam.- przeprosił zdenerwowany i wyszedł. Nie! To się naprawdę nie stało. To niemożliwe!
-OCHYDA! -powiedziałam do siebie samej na głos. Nie mogłam tutaj dłużej zostać. Wybiegłam najciszej jak mogłam zakładając przed wyjściem na siebie płaszcz i buty tak po prostu uciekając. Dokąd? Nie miałam pojęcia. Szłam przed siebie od czasu do czasu przyśpieszając. Co minutę wyciągałam ze spodni swojego iPhone zastanawiając się czy nie zadzwonić przypadkiem po Harrego. Była już ósma rano, na pewno nie spał. Ale czy chciał mnie widzieć po tym wszystkim? No i drugie pytanie które mi się nasuwało, czy ja chciałam go widzieć po tym wszystkim? To wszystko było dwukrotnie popieprzone a ja nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Nie zastanawiając się dłużej znalazłam w kontaktach numer Sue próbując do niej zadzwonić, nie odbierała. Zawsze tak z nami było, wyciszałyśmy telefony albo po prostu udawałyśmy, że nie słyszymy. Wolałyśmy się wyspać niż dowiedzieć się kto dzwoni. Ugh, ten głupi nawyk. Co ja miałam teraz zrobić?
Zaczęłam oddalać się od okolicy w której mieszkał Clark i rozpoznawać ten teren. Boże, w tych okolicach zamieszkiwał Harry. Jeszcze tego mi brakowało. To już było za dużo, zdecydowanie.
-Cześć kochanie.- usłyszałam za sobą jakiś głos, lecz był mi on całkowicie nieznajomy. Kiedy się odwróciłam w stronę mężczyzny także go nie poznałam. Chyba weszłam na niezbyt ciekawą dzielnice, ooo niedobrze. Chyba bardzo niedobrze.
-Nie jestem dla ciebie żadnym kochaniem.- odpowiedziałam oburzona słysząc jak mnie nazwał.
-Moja ślicznotko nie masz o co się tak wkurzać. Co robi tu taka piękna istota jak ty? Zabłądziłaś? Może pomogę odnaleźć ci drogę.- ten skurwiel coraz bardziej mnie wkurzał. Nie dość, że wyglądał obleśnie to nazywał mnie w taki sposób.
-Po pierwsze nie jestem twoja więc nie masz prawa mnie tak nazywać. Po drugie to tak, w sumie możesz mi pomóc dotrzeć do mojego chłopaka bo mieszka w okolicy i właśnie na mnie czeka, ale troszkę się pogubiłam.- wiedziałam, że Harry sieje wszędzie grozę a nie chciałam żeby ten tutaj obleśny typ cokolwiek mi zrobił. On tylko się zaśmiał i przez chwilę mi się przyglądał ale w końcu otworzył usta i przemówił
-Więc jak ma na imię twój chłopak, złotko? -zapytał szczerząc zęby. Ohydny typ. Mogłabym to powtarzać co chwilę a i tak by mi się to nie znudziło, bo to tylko prawda!
-Harry… Harry Styles.- kiedy wypowiedziałam jego imię z nazwiskiem mina kolesia spoważniała. Już się nie uśmiechał, tylko się nad czymś uważnie zastanawiał.
-A więc to twój chłopak? Chodź za mną zaprowadzę cię, to kilka domów dalej-zapytał z niedowierzeniem po czym szybko stwierdził, że mi pomoże. Kiedy dotarliśmy na miejsce podziękowałam mu fałszywie zdając sobie z tego sprawę, że gdybym nie miała takiej wymówki jak HARRY STYLES to ten gnojek by mnie w jakiś sposób wykorzystał.  On ostatni raz zerknął w moją stronę, idąc szybko w przeciwnym kierunku. Nie pukając nawet otworzyłam drzwi do mieszkania Harrego. Oczywiście były otwarte.

-Harry? -zawołałam chcąc się upewnić czy na pewno jest w domu. Byłam pewna, że jest ponieważ jego auto było zaparkowane przed garażem ale jednak wolałam to sprawdzić. Nie słysząc odpowiedzi ani żadnego znaku życia wyszłam schodami do góry zaglądając do jego sypialni, weszłam tam nie próbując zachować się ani trochę cicho, ale to co zobaczyłam było o wiele za dużo jak dla mnie… Harry spał ale nie sam.
*
Wiem, że długo musieliście czekać ale trudno było mi się połapać z czasem! Piszę dlatego, że jestem chora i siedzę w domu. PRZEPRASZAM
Mam dla was ważną wiadomość!
Nie będę już informować na Twitterze o nowych rozdziałach. Mam z tym za dużo problemów i marnuje mi to zbyt dużo czasu. O kolejnym rozdziale będziecie mogli się dowiedzieć na moim ASK’U: http://ask.fm/Patricila

Postaram się dodać jak najszybciej! 

środa, 22 stycznia 2014

twenty-three

Z perspektywy Harrego;

Zacisnąłem mocno pięści widząc jak, ta suka patrzy na mnie przerażona próbując coś powiedzieć. Miałem ochotę ją w tej chwili tak po prostu rozwalić na milion kawałeczków. Sama się do mnie dowalała a teraz zachowuje się jakby to była moja wina. Ja jej nie kazałem dobierać się do mojego rozporka, no halo. No ale w sumie z drugiej strony nie ma co się jej dziwić, że próbowała się dobrać do mojego przyjaciela. Nie jedna wie ile on potrafi. Chwyciłem ją za nadgarstek i mimo protestów torowałem drogę wśród rozgrzanych ciał. Ta dziwka zapłaci za to. Skończy to, co zaczęła, czy jej się to podoba czy nie. Teraz to ona będzie prosić. Popchnąłem ją na ścianę i z głośnym hukiem zatrzasnąłem drzwi kabiny. Jej oczy zachodziły łzami, a warga trzęsła się w oznace bezsilności. Zapomniała z kim zadarła. Jestem Harry Styles, do cholery, a mnie się kurwa nie traktuje jak idiotę bo nim nie jestem do chuja.
-Wypuść mnie, proszę- wyszeptała próbując mnie wyminąć i nabrać na te kurewskie oczka. Przepraszam ale to nie ze mną te numery. Kpiący uśmieszek zarysował się na moich ustach, gdy desperacko próbowała wydostać się z toalety
-Na kolana- syknąłem, a widząc zdezorientowanie dziewczyny zaśmiałem się gorzko.
-chyba nie uważasz, że możesz tak po prostu iść? Musisz skończyć to co zaczęłaś, mała suko- jej ciało nie ruszyło się nawet o centymetr, a klatka unosiła się pod wpływem nierównego oddechu. Teraz udawała cnotkę niewydymkę a jeszcze chwilę temu chciała mi obciągnąć. Boże, dziewczyny w tych czasach są okropnie niezdecydowane. Raz bawią się w zwykłe dziwki a raz…
- Czemu nie dasz mi spokoju, Styles? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i nabierając odwagi spojrzała wprost w moje oczy. Nie wiem czy myślała, że tymi bezbronnymi minami mnie przekupi czy wywoła litość… ale jakoś nie za bardzo było mi po doradzę uświadamiać jej, że ten plan się nie powiedzie.
-Chciałaś mi obciągnąć, teraz nie ma już odwrotu. Co się zaczyna to się kończy.- spojrzałem znacząco na moje krocze i unosząc brwi czekałem na to aż blondynka zacznie swoją robotę. No bo ile można czekać? Wcześniej jakoś nie musiałem jej do tego namawiać.
-No dalej, nie jedna chciałaby się za mnie zabić. Czemu odpuszczasz? - mój palec powędrował do jej policzka, kreśliłem abstrakcyjne wzory zjeżdżając na linię szczęki. Oddech zamierał w jej piersi, a z cichych pomrukiwań mogłem wywnioskować, że się jej to podoba. Docisnąłem swoje biodra do jej uda, a jej gardło opuścił jęk. Przylgnąłem ustami do płatka jej ucha. Wiedziałem, że ją to podnieca i że w końcu zmięknie. To było wręcz oczywiste.
-Wiesz, jak bardzo pragnę zobaczyć twoje usteczka owinięte na moim członku?- wychrypiałem przyciskając nabrzmiałego penisa do jej uda.
-Zobacz, jak twardy jestem dla ciebie.- Nie musiałem długo czekać. Dziewczyna pokiwała głową i z leniwym uśmiechem ścisnęła moje przyrodzenie. Jej palec kreślił kółka na wybrzuszeniu, gdy drugą ręką odpinała mój rozporek. Powoli ocierając się o moją klatkę piersiową zniżyła się na wysokość moich bioder. Chuchnęła na mojego kutasa i patrząc wyzywająco w moje oczy pociągnęła zębami za gumkę bokserek. Nie spuszczając ze mnie wzroku owinęła swój język na główce mojego penisa zlizując z niego lepką warstwę preejakulatu. Sapnąłem cicho wplatając palce w jej włosy. Oplotła ustami mojego przyjaciela i mocno zaciskając policzki pochłonęła całą jego długość. Desperacko wypychałem biodra znajdując się, o ile to możliwe jeszcze głębiej w ustach dziewczyny. Krztusiła się, ale mi to nie przeszkadzało. Zaczęła tą grę, niech ją skończy. Mój członek pulsował w jej ustach i czułem, że zaraz będzie finał. Przymknąłem powieki odchylając głowę do tyłu. Blondynka połknęła wszystkie soki mojego spełnienia oblizując przy tym wargi. Wstała i chciała mnie pocałować, na co ja odepchnąłem ją lekko.
-Dziękuje, suko- zaśmiałem się zapinając spodnie.
-Jeden z najlepszych lodzików jakie kiedykolwiek miałem - ostatni raz spojrzałem w jej stronę i kręcąc z politowaniem głową zostawiłem ją samą. Harry Styles zawsze dostaje to, czego chce. To śmieszne bo ona pewnie liczyła na coś więcej, ale jak widać przeliczyła się znacznie za dużo. Niektóre z nich zachowują się jakby mnie nie znały. Dla mnie w tej chwili liczy się tylko jedna osoba, tylko jedna dziewczyna…
Teraz skupiałem się tylko na jednym. Gdzie jest Jo?
Podszedłem do jednego z bramkarzy ponieważ byłem pewny, że oni wiedzą coś na ten temat.
-Widzieliście gdzieś dziewczynę z którą tutaj wszedłem?- zapytałem z wielką niecierpliwością którą można było dosłyszeć w moim głosie.
-Tak, jakieś piętnaście minut temu wybiegła stąd z Clarkiem. Była jakaś zapłakana…
-Z kim kurwa?- zapytałem po raz kolejny. To było niemożliwe… niemożliwe.
-Z Clarkiem…
Nie czekałam dłużej, tylko wybiegłem z klubu kierując się prosto do swojego samochodu.


Z perspektywy Jo;

-Co się stało?- blondyn spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem kiedy tylko znalazłyśmy się w jego wozie.
-Nic. Nieważne...- stwierdziłam próbując złapać czysty oddech. -Przecież to jest oczywiste, że coś jest na rzeczy. Bo w innej sytuacji nie wpakowałabyś mi się do auta, chyba mam racje prawda?- toczył dalej ten temat a ja już nie miałam siły... Nie miałam ani trochę…
-No mów co jest na rzeczy!- pospieszył mnie nieco gwałtowniejszym tonem.
-Nie krzycz na mnie! Poza tym to nie twoja pieprzona sprawa!- Warknęłam wściekła.
-Jak nie moja sprawa to wypad z auta!
-Co? Ale... Pieprzony gnojek! Wszyscy jesteście tacy sami!- wybiegłam z tego cholernego auta najszybciej jak tylko mogłam i biegłam przed siebie. Po chwili poczułam szarpnięcie za ramię i upadłam centralnie w kogoś ramiona.
-Co jest do cholery...
-Przepraszam! Poniosło mnie! Nie chciałem odzywać się do ciebie w ten sposób. Moja wina.- blondyn, znów ten blondyn. Wszędzie tylko on.
-Okej...- odpowiedziałam nie mając juz na nic kompletnie siły. Okej? Tak, okej! Chciałam po prostu trochę spokoju.
-Chodźmy.- stwierdził pociągając mnie za sobą. Jechaliśmy w ciszy. Nie wiem gdzie, chyba do niego. Jakoś mnie to nie obchodziło i chyba narazie nie miało nawet zamiaru. Po dziesięciu minutach jazdy w końcu zatrzymał swój samochód na parkingu ogromnego domu, ogromnego i pięknego domu...
-Wow, ty tu mieszkasz?- zapytałam pełna zdziwienia. Tego się akurat nie spodziewałam.
-Tak, mieszkam tu. Podoba się?- zaśmiał sie w ten swój tajemniczy sposób i zamykając drzwi pociągnął mnie w stronę wejścia do tej niesamowitej willi.
-Jest super!- odpowiedziałam będąc pod wielkim wrażeniem gdy tylko przekroczyliśmy próg drzwi. W środku było jeszcze ładniej niż na zewnątrz. Dosłownie.
-Która jest godzina?- dodałam po chwili namysłu. Chciało mi się piekielne spać ale nie ma co się dziwić.
-Piąta rano, a dokładniej piąta trzydzieści.- odpowiedział swobodnie idąc przed siebie a ja zaraz za nim.
-Słucham? Żartujesz prawda? Przecież ja na siódmą mam do szkoły czyli o szóstej musze wstać. To jakiś obłęd! Mam spać pól godziny?- moje niedowierzanie rosło we wściekłość.
-Kochana... Właśnie dzisiaj jest sobota. Też musisz iść do szkoły?- zaśmiał sie bardziej stwierdzając niż pytając. Nawet nie czekał na moją odpowiedz tylko pociągnął mnie za rękę wchodząc do pomieszczenia które wyglądało na kuchnie i na pewno nią było.
-A teraz opowiadaj.-posadził mnie na krześle a sam usiadł na przeciwko.
-Co…
-Tylko proszę teraz nie wymyślaj jakiś głupot, tylko po prostu opowiedz od początku aż do końca co takiego się wydarzyło.- poprosił przewracając oczami.
-Harrego pewnie znasz, prawda? Zresztą nieważne. Znasz bo sam o nim mówiłeś. Kiedy szłam przez tłum zobaczyłam korytarz i chciałam przez niego przejść ale wtedy zobaczyłam moją przyjaciółkę która klęczała… klęczała przed Harrym i rozsuwała mu przypórek. A kiedy to zobaczyłam już po prostu nie mogłam, nie mogłam… jak oni oboje mogli mi to zrobić.- kiedy to mówiłam z oczu nie poleciała mi ani kropelka łzy. Byłam twarda, przynajmniej próbowałam być i chyba nawet mi się to udawało.
-Ah, teraz to wszystko rozumiem. Nie ma co się rozklejać, Harry to…
-Nie rozklejam się jak widzisz.- skrzywiłam się słysząc to z jego ust. Przecież chyba nie był ślepy, nie płakałam, nie krzyczałam i nie…
-Ale wystarczy, że wcześniej to robiłaś.- przerwał mi marszcząc czoło tak jakby nie miał ochoty dłużej mnie słuchać.
Chciałam coś powiedzieć ale właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Kto to?- zapytałam z ciekawości.
-Nie mam pojęcia, zaczekaj tu, pójdę sprawdzić.- rozkazał i skierował się w kierunku drzwi. Nie miałam zamiaru go słuchać i siedzieć w miejscu jak posłuszny piesek więc poszłam zaraz za nim. Otworzył drzwi a tuż przed nimi stał… Harry.
-O widzę twoja kultura jest większa niż wcześniej. Wiesz co to dzwonek do drzwi i … wiesz jak go używać! Gratulacje Harry.- zaśmiał się blondyn spoglądając na Stylesa. Zatem tamten tylko zmarszczył brwi, omijając go i wchodząc do środka.
-Jo…- zaczął kiedy tylko mnie zobaczył.
-Nie, nie. Skąd ty się tu wziąłeś? Kiedy ty się w końcu odwalisz. O Boże! Daj mi Święty spokój…- już po prostu nie mogłam. Jak go zobaczyłam to tak po prostu wybuchłam. Upadłam na kolana zalewając się łzami. Poczułam po chwili jego dłonie na moim ramieniu.
-Uspokój się… mogę ci to wszystko wyjaśnić! Tylko się uspokój.
-Jak mam się uspokoić, jak? Po prostu powiedz mi jak? Bo ja tego nie rozumiem…
-Jak kurwa? Normalnie. Japierdole z wami to zawsze jest problem! Jak z niejedną to z drugą. Czy wy wszystkie musicie być takie popierdolone.
-Harry daj spokój, ona ma chyba już dość na dzisiaj.- powiedział blondyn spoglądając na mnie współczującym wzrokiem.
-Clark, kochany braciszku a coś ty się taki dobry zrobił?- Harry zaśmiał się spoglądając w jego stronę.
-Przestań to nie czas…
-Oh, proszę cię. To kto tu jest tym krwistym mordercą bez serca? Ja czy ty?- Styles po raz kolejny zaśmiał się tym swoim bezczelnym śmiechem.
-Ty…- powiedziałam na głos wstając z podłogi.
-Co?- odezwał się brązowowłosy patrząc na mnie z grymasem na twarzy.
-Ty jesteś krwistym mordercą bez serca. To ty jesteś największym, pieprzonym gnojkiem na świecie. To ty jesteś najbardziej beznadziejny z możliwych. Ty jesteś okrutny i to właśnie ty nie masz serca!- wykrzyczałam mu to prosto w twarz no i … dostałam od niego prosto w twarz tak, że nogi się pode mną ugięły i spadałam ponownie na kolana delikatnie jęcząc pod nosem.
-Właśnie o tym mówiłam.-dodałam po chwili namysłu.
-Nie chcę ci nic mówić złotko ale właśnie mieszkasz pod dachem mojego brata, mojego. To znaczy, że geny mamy takie same i coś jest w nas takiego samego. A nawet blondyn z którym się zakumulowałaś ma chyba jeszcze więcej morderstw za sobą. Ale jak chcesz z nim tkwić pod jednym dachem i czekać aż stanie się coś ciekawego to powodzenia złotko. Tylko pamiętaj, że jestem ostatnim który cię ostrzegał…


 *
Chciałam tylko napisać, że osoby które nie rozumieją, że tak rzadko dodaje rozdziały albo niech po prostu odpuszczą z czytaniem,
 albo niech postarają się zrozumieć.
Od teraz z pisaniem pomaga mi jedna dziewczyna więc piszemy razem.



Jeśli są osoby które chciałby się zając prowadzeniem ich kont na Ask'u i Twitterze to pisać do mnie: http://ask.fm/Patricila