środa, 31 lipca 2013

Eleven

Usłyszałam kolejny huk i kolejny. To było nie do wytrzymania, zupełna dezorientacja przepływała przez moje myśli. Nie wiedziałam co oni tam wyprawiają ale byłam pewna jednego, mogłam się założyć, że nie robili nic pożytecznego dla świata a wręcz przeciwnie.
Jakieś dziesięć minut temu opuścił mnie Lion, nawet nie wiecie jaką ulgę przeżyłam kiedy postanowił odpuścić i wyjść z mojego zamknięcia. To był jak jakiś chory cud. No właśnie, ja potrzebowałam cudu w tej chwili. Tak cholernie go potrzebowałam, chyba jak nigdy dotąd ale nie zbierało się na to aby ten cud spadł mi z nieba. A sama nie mogłam sobie pomóc bo dobrze wiedziałam, że do niczego się nie nadaje a już na pewno nie walki w wersji fizycznej. No proszę was, zostałabym zabita w pierwszą sekundę tego pojednania. Ja nawet porządnie nie potrafię zabić głupiego komara a co dopiero walczyć z jakimś mężczyzną. Tylko bym się ośmieszyła, nawet kiedy o tym myślę to już mogę stwierdzić, że się ośmieszam. Jestem durna bo nawet mądre myślenie mi nie wychodzi.
Moje oczy uniosły się momentalnie ku górze kiedy usłyszałam, że ktoś próbuje otworzyć metalowe drzwi które prowadziły do mojego małego więzienia w którym się znajdowałam. Trochę się przeraziłam jeśli wiecie co znaczy to „trochę” w moim słowniku. Trochę strasznie, tak brzmi lepiej nawet dla mojego sumienia. Modliłam się w duchu aby moim odwiedzającym nie okazał się tak zwany „szef” przerażał mnie sam fakt, że mógłby ponownie na mnie choćby nawet spojrzeć. Był upiorny. Widać było na pierwszy rzut oka, że miał problemy z samokontrolą zresztą tak jak Harry, ale Styles to był Styles a ten facet… przerażał mnie do szpiku kości. Jeszcze po tym incydencie kiedy oberwałam od niego wielokrotnie i to z niemiłosiernie potężną siłą. Do tego tak bezczelnie wyszarpał mnie z klubu jak jakieś ścierwo. To było niemiłe ale on pewnie nie zdawał sobie sprawy co takie słowo może oznaczać. Myślę, że ja też zawaliłam mówiąc, iż jestem życiową partnerką Stylesa. Mogłam powiedzieć, że nie znam żadnego Harrego i po prostu wyrwać się z ich objęć i uciec, mogłam? Mogłabym ale nie wiem czy bym potrafiła a jest jednak między tym różnica. Nie było co gdybać, stało się i nie mogłam tego odwrócić nie miałam mocy ani sprzętu aby cofnąć się w czasie a szkoda ponieważ bardzo tego potrzebowałam.
Mężczyzna przy kości wszedł do ciemnego pomieszczenia w którym aktualnie się znajdowałam. Zaświecił lampkę która ledwo co ukazywała jakieś promienie. Wyglądał obleśnie. Biała koszulka na ramiączkach która opinała się na jego ciele była pokryta jakimiś starymi plamami a także świeżymi z jedzenia, również zauważyłam na niej po lewej stronie kilka dużych plam krwi. Jej krój ukazywał jego grom tatuaży na ciele. Brak włosów na głowie, lekki wąsik pod nosem i pedofilskie spojrzenie. Zaczął przerażać mnie fakt, że ten człowiek znajdował się tuż przede mną. Przerażało mnie to, iż będę miała z nim jakąkolwiek styczność. Po co tutaj przyszedł i czego chciał? Kto go przysłał? Szef? Lion? Czy jakiś większy psychopata i bardziej bezduszny człowiek? jeśli jeszcze taki istniał choć wcale by mnie to nie zdziwiło jeżeli znalazłby się gorszy człowiek w ich gronie, bo każdy jeden był nie lepszy od drugiego. Oni wszyscy po kolei byli popaprani, każdy na swój wyjątkowy sposób który budził we mnie grozę.
-Złotko, czekają cię ciężkie minuty w moim towarzystwie.-zaśmiał się jakby naprawdę wypowiedział jakiś chorobliwie śmieszny żart. Mnie wcale nie było do śmiechu, miałam ochotę go opluć, wydrzeć się, skopać, pokazać nawet język i na koniec zbesztać. Ale to byłam tylko ja, mogłam marzyć ale nic nie robić. Poza tym byłam dziewczyną a on facetem i to bardzo dużym facetem. Czy ja byłam tak bardzo dziwna? Myślę, że tak ale ten człowiek też zdecydowanie odstawał, oni wszyscy odstawali w ten upiorny sposób który wywierał u mnie ogromną presje. Mogłam ich pozabijać wszystkich ale tylko w swojej głowie, mogłam marzyć jak podnoszę pistolet i strzelam każdemu prosto w głowię. Jo!
Co z tobą nie tak?
Co się dzieję do jasnej pały?
Stałam się inna. Zachowuje się jak osoba niepoczytalna. Moje myśli coraz bardziej wskazywały na to, że wcale nie byłam lepsza od tych wszystkich morderców, narkomanów, złodziei. Przesadzam, zdecydowanie przesadzam. –Spróbuję wytrzymać.- jęknęłam dając mu w końcu tą odpowiedź ale nie miałam odwagi by na niego spojrzeć. On zatem nic nie odpowiedział posyłając mi jedynie uśmiech który przyprawiał mnie o wymioty. Byłam głodna, zmęczona i chciało mi się spać. Dajcie mi wszyscy do cholery spokój. Moja głowa pękała od natłoku myśli, nic nie mogłam zrozumieć, nic nie mogłam pojąć.
-Już jestem.-w drzwiach pojawił się kolejny mężczyzna, przynajmniej wyglądał bardziej przyzwoicie niż ten obok mnie.
-Masz sprzęt?- zapytał otyły wpatrując się w tamtego. Jaki sprzęt? Po co oni tu przyszli? Moje ciało zaczęło się trząść jeszcze bardziej kiedy zauważyłam, że tamten kiwa głową a w ręce niesie jakąś czarną torbę. Zbliżyli się do mnie z wyrysowanymi uśmiechami na twarzy. Szkoda, że ja nie miałam takich powodów do radości no i szkoda, że nie wiedziałam co ci dwaj zaplanowali.
-Mamy kilka zasad. Masz nie krzyczeć, nie prosić, nie wiercić się i nie zawracać nam niczym dupy. Rozumiesz?- spoglądali na mnie oboje wyczekując jakiejś odpowiedzi ale byłam zbyt przerażona aby wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Mój żołądek się ścisnął, czułam niemal flaki które się w nim wywracały z całej tej plątaniny. Nigdy nie przeżywałam takiego horroru. Może to był tylko sen? Jakaś ukryta kamera? Nagrywają ze mną film w roli głównej? Nie, to nie było nic z tych rzeczy. Mój limit szczęścia w końcu musiał się kiedyś wyczerpać i zamiast spokojnego, normalnego życia zafundować mi dni totalnego piekła. To koszmar, istny koszmar któremu nie mogłam zapobiec.
Jak wszystko mogło runąć w tak krótkim czasie? Nie wiem. Wszyscy się na mnie uwzięli.
Oboje przy mnie uklęknęli otwierając torbę pokrytą czernią. Próbowałam dostrzec co się w niej znajduje ale słabe światło mi to uniemożliwiało. Od teraz PECH to będzie moje drugie imię.
-To na dobry początek.- zaśmiał się mężczyzna któremu dałam nazwę ‘bardziej przyzwoity’ ta jego przyzwoitość zniknęła w moich oczach kiedy tylko wycelował ściśniętą pięść w moją twarz. Oh, zabolało i to nawet bardzo czułam jak moje siły i starania aby być twardą opadały z każdą sekundą. Bolała mnie cała twarz, tak szatańsko bolała a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Nie zdążyłam nawet zareagować czy krzyknąć ponieważ poczułam na prawym policzku cięcie które zadał mi grubszy facet. Widziałam, że trzyma w ręce jakiś ostry przedmiot który coraz bardziej rozcinał mi skórę. Wydałam z siebie odgłos bólu. Ścisnął moją twarz swoimi wielkimi, brudnymi paluchami naciągając skórę i robiąc kolejne cięcie. Jęknęłam raz drugi. Poczułam na moim brzuchu takie samo uczucie pieczenia. Po raz kolejny czułam się jak bezwartościowe gówno. Byłam gównem. Zdecydowanie nim byłam. Zaczęli niszczyć nie tylko moją psychikę ale mój wygląd. Zapewne wyglądałam obrzydliwie, posiniaczona twarz, cała zakrwawiona. Nie chciałam o tym myśleć, nie chciałam ale obraz mojej gęby ciągle wracał przed moje oczy. Okropność, brudna i widoczna okropność.
-Na dzisiaj koniec.-stwierdził jeden z mężczyzn kopiąc mnie w udo na co cicho mruknęłam. Moja głowa była tak zdezorientowana, że nie wiedziałam nawet który to powiedział czy nawet to uczynił. Nie kontaktowałam, ani moich ruchów ani wzroku który przedstawiał jedynie zamazany obraz, nic nie kontrolowałam.
Czułam, że jedyne co znajduje się w tej klitce to moje ciało, a rozum? Myśli? Słowa? Wszystko uciekło od tego piekła. Wszystko poszło w inną stronę ale to też wyłącznie przez te piekło i w tym był problem. Byłam gdzie indziej, poszarpana, popłakana, pobita i pozbawiona wszystkiego co kojarzyło mi się z człowieczeństwem byłam nikim a zarazem niczym. Dosłownie.
Z perspektywy Harrego;
Nie mogłem wytrzymać tego napięcia które narastało we mnie coraz bardziej z nieprzewidywalną prędkością której nie mogłem zapobiec. Zatracając się w złości dodałem gazu tak aby się wyżyć, warkot silnika działał na mnie kojąco ale nie tak, abym uspokoił się całkowicie bo do tego było mi daleko i to stanowczo za daleko. Nikt nie potrafiłby zapanować nad tym co teraz czułem, nikt nie potrafiłby mi pomóc. Chciałem dotrzeć w to cholerne miejsce jak najszybciej. Jo, Nie była moją dziewczyną, nie była dla mnie nikim oprócz zabawki ale kiedy ja sobie coś przywłaszczałem to nikt nie miał mi prawa tego odbierać pod żadnym pozorem, to było moje i tylko moje. Ta wizja która pojawiała się przed moimi oczyma, że Stiv to wszystko zaplanował sprawiała, iż miałem ochotę udusić go gołymi rękami tak aby jego krew spływała mu z buzi, oczu, nosa… ze wszystkiego i taki też był mój zamiar. Zabić go tak, że wszyscy zapamiętają na zawsze to morderstwo.
Mój oddech stał się cięższy kiedy zdałem sobie sprawę, że prawie dojeżdżamy na miejsce, ta podróż nie trwała dość długo ponieważ prędkość aut jaką wymusiliśmy na jezdni była dość szybka, szybka to mało powiedziane. Zaparkowałem na uboczu. To miejsce było jeszcze większym zadupiem niż nasze garaże, dramat. Wysiadłem z auta wyciągając potrzebną broń zamknąłem drzwi z hukiem pakują do kieszeni kluczyki. Nie czekałem nawet na chłopaków tylko od razu skierowałem się przed siebie. Miałem wszystkich w dupie, chciałem tylko odebrać to co moje i także dobić swojego, bo nie zamierzałem nikogo kto macał w tym palce pozostawić przy życiu. Ze mną się nie zadziera. Ze Stylesem się nigdy nie zadziera a Stiv najwidoczniej o tym zapomniał, czemu się dziwie bo kiedy tylko zabiłem jego dziwkę to on przez jakiś czas unikał pobytu w tym mieście a teraz znów tu wrócił i najwidoczniej mu się nudzi lub też pragnie jakiejś nieczystej gry którą tak bardzo uwielbiałem, czyżby zemsta? Tylko nie wiem po co kurwa pakował w to wszystko Jo. Przegiął ale jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, a szkoda bo jego śmierć będzie dość bolesna.
-Wejdę z Tobą od przodu a reszta tyłem.- powiadomił mnie James po czym dorównał mi korku. Zauważyłem, iż Max, Oliver oraz Sam przyśpieszyli poszukując tylnich drzwi, już po chwili znikli z pola mojego widzenia. Pokiwałem tylko głową do Jamesa wrzucając do tylniej kieszeni małe granaty które były tymczasowo zabezpieczone. Jedną broń włożyłem do połowy w bokserkach a drugą trzymałem w dłoniach. Kiedy tylko dotarliśmy do drzwi wejściowych postanowiłem, że nie będę się ukrywać tylko pokażę kto tu powinien się bać. James od razu to zrozumiał kiedy tylko wycelowałem kopa w drzwi na co one od razu się otworzyły. Moje nerwy coraz bardziej puszczały kiedy tylko zbliżałem się do słyszalnych mi głosów. Dla mnie nie było pieprzenia się i litości, czysta rutyna. Weszliśmy do zasyfionego pomieszczenia natykając się na bandę buraków siedzących przy szklanym stole na jakiś starych kanapach zapijali się piwskiem i palili trawkę grając w jakieś durne karty. Czułem, że miałem do czynienia z bandą istnych idiotów. Co za jebane skurwysyny. Kiedy tylko podnieśli na mnie oczy nie było mowy o jakimś gadaniu podniosłem natychmiastowo broń i zacząłem wypuszczać ostro z niej pociski które lądowały na paskudnych gębach tych chujów. Zauważyłem, że James też się nie pieprzy i pomaga mi w skończeniu tej roboty. Wiedziałem, że Stiva nie była przy tym stoliku, jego bym nie zabił w tak oczywisty sposób. Dla niego przygotuje coś lepszego, coś  bardziej wyjątkowego. Kiedy zauważyłem, że wszystkie ciała są w bez ruchu zdałem sobie sprawę, iż wszyscy są już po drugiej stronie tego świata. Pewnie tam na dole, jak to  pięknie brzmi. Mam nadzieję, że chociaż temperatura będzie im odpowiadać może nie byli zbyt marudnymi chłopcami i wręcz odpowiada im takie miejsce. A szczerze? Chuj mnie to obchodziło.
-Harry chodź!- zawołał mnie James krzywiąc brwi kiedy zobaczył, że jestem w swoim transie zadowolenia iż, po raz kolejny pozbawiłem ludzi życia którzy byli na nie zbyt bezwartościowi. Podążyłem za nim widząc, że kieruję się w stronę jakiś metalowych drzwi, rdza się do nich dobierała ale widać, że były nieskazitelnie silne. James kiwnął na nie głową próbując je jakoś otworzyć ale nie dał rady, zaczęliśmy używać wspólnych sił ale nic z tego. Usłyszałem, jakieś głośne kroki więc od razu obróciłem się w swoją prawą stronę dostrzegając tam jakiegoś mężczyznę bez koszulki, całe jego ciało było pokryte krwią a z ust nie schodził mu uśmiech, nie wahałem się długo po czym podniosłem broń i wycelowałem w niego kilka pocisków. Upadł bezwładnie na ziemie a z jego ciała spływało coraz więcej krwi.
-To był jakiś psychol.- odezwał się mój towarzysz przyglądając się całej tej pieprzonej akcji.
-Wiesz, zdążyłem to zauważyć.- moja twarz nadal ukazywała zdezorientowanie. Mam nadzieję, że Poolow wyjdzie z tego cała i nie miała żadnej styczności z takimi pajacami jak ten przed chwilą. Szmery ucichły i właśnie wtedy dosłyszałem cichutki szloch. Przyłożyłem ucho do drzwi przysłuchując się płakaniu dziewczyny, to była Jo. Zdecydowanie ona. Nie mogłem się mylić ponieważ już nie jeden raz się przy mnie rozryczała a te łkanie mogłem rozpoznać po grubych latach. Nie zastanawiając się długo wyciągnąłem z tylniej kieszeni nie wielki granat pozbawiając go ochrony, natychmiastowo podrzuciłem go pod żelazne drzwi po czym dałem znak Jamesowi aby wiał póki może. Sam schowałem się za pobliską ścianą. Kiedy tylko granat wybuchł wyłoniłem się z za ściany odganiając z oczu rękoma pył brudu i szkód które wyrządziłem wybuchem granatu. Takie piękne widoki. Powietrze się oczyściło więc zbliżyłem się do drzwi próbując dostrzec w nich kogokolwiek. Zauważyłem po chwili Jo która leżała na jakimś wiotkim, starym, zabrudzonym materacu który ledwo odżywał w moich oczach. Była skulona, w takiej pozycji przypominała kulkę. Jej głowa nie uniosła się ani na sekundę i wiedziałem też, że nie ma takiego zamiaru. Bała się jak nigdy. Jej ciało drżało… kiedy próbowałem podejść w jej stronę głos kogoś kogo tak bardzo nienawidziłem w końcu się ujawnił.
-Styles? Wiedziałem, że przyjdziesz. Jak miło cię znów widzieć.-zaśmiał się szyderczo Stiv stojąc zaraz za mną. Usłyszałem jakieś strzały w tle. Dobrze wiedziałem, że była to broń moich chłopaków która oddawała specyficzne strzały. Pewnie mieli jakieś towarzystwo. Jeszcze raz spojrzałem w stronę Jo i dopiero wtedy zauważyłem jej posiniaczone ręce, dojrzałem iż jej koszulka jej zabarwiona czerwoną substancją. Krew.
-Co wyście jej kurwa zrobili?- splunąłem obracając ze wściekłością swoje ciało w stronę tego zepsutego już gnojka.
-Nic specjalnego jak widzisz. Trochę tortur jej nie zaszkodziło, wiesz Styles za dużo otwierała buzię w nieodpowiednim czasie. Szkoda tylko, że nie zdążyłem włożyć jej tego do tej gęby.-wypowiedział te słowa klepiąc się po rozporku.
-Ty chory kutasie.- ryknąłem zadając mu pierwszy cios. Z jego nosa polało się sporo krwi a on tylko spojrzał na mnie wycierając ją dłonią. Na jego twarzy nadal widniał uśmiech a ja chciałem go raz na zawsze zedrzeć. Tak, ten cholerny uśmiech i jego właściciela. Zedrzeć go ze skóry. Jego postawa zaczęła mnie irytować więc postanowiłem się dłużej z nim nie bawić bo to było cholernie nudne, czego ja tak bardzo nienawidziłem. Po prostu stał tak obojętnie patrząc na mnie nie jak na człowieka która mógł go zabić w każdej chwili i to mnie najbardziej denerwowało. Podszedłem do niego bliżej zdając sobie sprawę, że nie chcę tego tak zostawić, może i zgnije w piekle ale chciałem aby ten człowiek też się tam znalazł i to już w tej sekundzie. Nie zastawiałem się dłużej i dałem się ponieść emocjom obładowując go pięściami, gdy tylko jego ciało znalazło się nie ziemi kopnąłem go kilka razy w żebra na co ten od razu się skulił. Żadnych prób obrony? Co z nim było nie tak?
Do pokoju wbiegł Max z Samem a po chwili pojawił się też James z Oliverem zaczęli spoglądać z dezaprobatą na obolałego Stiva. Nacisnąłem butem na jego brzuch na co jego twarz momentalnie zrobiła się czerwona.
-Stary on jest prawie przećpany na śmierć. Patrz na jego ręce.-zadrwił Max spoglądając na zwijającego się Stivena. Tak jak mi poradził podążyłem wzrokiem wpatrując się w jego posiniaczone od igieł ręce. Same świeże ślady od dawek. Co za ohydny człowiek. Wcześniej taki nie był, nie brał nic. Zszedł na psy, dosłownie. Podniosłem broń ku górze celując mu w ramie. Prawie nie zareagował na strzał pomijając mrużenie oczu i ciche dyszenie.  
-Nie myśl sobie, że jak mnie zabijesz to twoja nowa zdzira będzie bezpieczna. Jest tu dużo ludzi z którymi masz na pieńku.- zaśmiał się Stiv wywołując u mnie kolejny zły napływ emocji.
-Żryj gruz po drugiej stronie skurwysynie.- to były moje ostatnie słowa wypowiedziane do tego człowieka. Ostatnia kulka była wycelowana w jego czoło, ostatni strzał i po nim. Nie żył. Leżał martwy w kałuży czerwonej cieczy. Byłem tak zafascynowany zemstą na tym człowieku, że dopiero po chwili oprzytomniałem zdając sobie sprawę, że Jo leży nadal w koncie prawie nie kontaktując z rzeczywistością. Podbiegłem do niej masując delikatnie jej ramie.
-Ej, słońce wszystko jest już w porządku… -szepnąłem cicho ale dziewczyna nadal nie reagowała. Była w szoku, roztrzaskana pomiędzy tym wszystkim. – Kurwa Jo, spójrz na mnie.- byłem tak podirytowany, że podniosłem na nią głos na co ona zadrgała kompletnie się nie kontrolując.
-Harry daj spokój jest w szoku, nie bądź dla niej skurwielem za dużo dzisiaj przeszła.- skarcił mnie momentalnie Sam. Nie myślałem dłużej nad tym co mam robić tylko wziąłem Poolow na ręce kierując się do wyjścia. Kiedy jej twarz pokazała się światłu dziennemu zamarłem. Była cała zakrwawiona a cienkie nitki ran oblegały jej policzki.
-Kochanie dasz rade, oboje damy…- powiedziałem cichutko w jej włosy i usadowiłem ją na tylnim siedzeniu auta tak aby nie spadła.
*
Ten rozdział dedykuje wspaniałej ‎@SylwiaCiaston która już w piątek obchodzi swoje urodziny! Wszystkiego najlepszego kochanie! Trzymam kciuki abyś spełniła swoje wszystkie marzenia.
________________________

Mam dla was złą wiadomość! Znów wyjeżdżam! Jeśli chcecie się dowiedzieć co i jak to pytać: http://ask.fm/Patricila


Ps: Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteście wielcy :)! Wasza opinia motywuje mnie do dalszego pisania. 

niedziela, 28 lipca 2013

Ten

Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem.
____________________________________

-Dajcie spokój i usiądźcie.-sprostował Sam spoglądają na Harrego z niezadowoleniem.
-Jo, usiądź koło Sama a ja tymczasem pójdę po coś do picia.-rozkazał Harry i zniknął w tłumie. Rozejrzałam się po chłopakach i zauważyłam, że sam siedzi koło Olivera a znów koło niego siedział Max który poklepywał miejsce obok dając mi tym znać abym usiadła koło niego, oczywiście nie zastanawiając się długo skierowałam się do rudzielca wymrukując ciche powitanie w stylu hej.
-Siema mała.- odezwał się głos zaraz obok mnie. Obróciłam lekko głowę żeby spojrzeć kto tam zasiadł, był to James. Niestety.
-Cześć duży. -przywitałam się obojętnie odwracając się w przeciwną stronę. Nie zrozumcie mnie źle ale nie darzyłam tego człowieka zbyt dużą sympatią i to dało się nawet odczuć na pierwszy rzut oka.
-Tak, trzeba przyznać jest duży, nawet bardzo duży.-zaśmiał się szyderczo wtrącając swoje zbędne uwagi.
-Yo Jo! Już wytrzeźwiałaś? -krzyknął Oliver dostrzegając mnie.
-Tak myślę.- zaśmiałam się idiotycznie. No cóż chyba wytrzeźwiałam. Było mi trochę wstyd bo nie pamiętam za wiele z naszego spotkania. Nawaliłam się pierwszy raz w życiu do tego nic z tego nie pamiętam. To do mnie kompletnie nie podobne no ale cóż nie da się cofnąć czasu.
-Nie martw się nie mówiłaś chyba nic co mogłoby cię krępować przy naszym towarzystwie.- zaśmiał się cicho Max widząc niepewność na mojej twarzy.
-Chyba? -pisnęłam co było jakieś nietypowe ponieważ wszyscy obrócili się w naszą stronę unosząc brwi z niesmakiem ale kiedy tylko ucichłam to publiczność wróciła do swoich dalszych konwersacji którymi była zajęta przed moim wrzaskiem. Nie lubię zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi a ta zdecydowanie nie była mi potrzebna. Zauważyłam, że Max się ze mnie podśmiewa a Oliver wraz z Samem ciągle szepczą między sobą. To było zdecydowanie nie fajne kiedy wszyscy o czymś rozmawiali co dotyczyło mnie a ja nie miałam zielonego pojęcia o czym dyskutują, nienawidziłam tego stanu więc dobrze, że zdarzał się rzadko.
-Ej co jest?- zapytałam oburzona z oskarżycielskim wzrokiem.
-Chcesz wiedzieć co mówiłaś? -zaśmiał się Oliver z pytającym wzrokiem. Zauważyłam, że twarz Maxa od razu spochmurniała. Boże, może powiedziałam coś nie miłego? Może nazwałam go brzydko lub ...
-Powiedziałaś, że Styles jest najseksowniejszym człowiekiem jaki istnieje na tym pieprzonym świecie i że jego wersja Bad boya straszliwie cię pociąga.- Wypalił Sam a w naszym towarzystwie zapadła krępująca cisza. Ugh to było okropne. Naprawdę tak powiedziałam? Przecież to jedna wielka bzdura. Dramat po prostu dramat, do tego wszystkie oczy były zwrócone na mnie oczekując pewnie jakiejś reakcji. A ja jak zawsze nie miałam pojęcia co powiedzieć. To prawda mogłam z ręką na sercu przysiąść, że uwielbiam gadać i robię to ciągle ale nawijam tylko wtedy kiedy mam ochotę i sytuacja jest odpowiednia. No i to także zależy od osoby z którą rozmawiam. A tu nie dość, że ta sprawa była skomplikowana to ani Max ani Sam, Oliver a przede wszystkim James nie byli osobami z którymi mogłam otwarcie rozmawiać. A najbardziej gryzło mnie to, że powiedziałam w taki sposób o Harrym. To wszystko było dla mnie niewygodne tym bardziej, że kiedy tylko robiło mi się głupio, moja twarz po chwili zaczynała przypominać buraka. I jak się z tego wszystkiego wyplątać? No cóż trzeba jakoś próbować.
-Uhm, mówię bzdety kiedy jestem pod wpływem alkoholu.- skłamałam rumieniąc się zapewne niemiłosiernie, mogłam się założyć że wyglądałam jeszcze gorzej niż burak. Przecież nie piłam alkoholu, a przynajmniej nigdy nie piłam tak aby być w takim stanie jak w mieszkaniu Harrego.
-Mówiłaś, że nie pijesz alkoholu.-Wtrącił się James. Moja czerwona lampka od razu zaświeciła się w głowie. Najwidoczniej miał dar czytania mi w myślach. Super po prostu super, tymi słowami sprawił, iż jeszcze bardziej go nienawidziłam. Grał mi na nerwach jak jeszcze nikt inny.
-Mówiłem kurwa żebyś usiadła obok Sama.- Między innymi glos Harrego uratował mi życie ale wkurzyłam się kiedy usłyszałam jego ton. Sorry, mogłam to znosić jakiś czas ale nie całą wieczność. Poważnie będzie mnie ciągle traktował jak śmiecia? Bo jeśli tak, to długo to nie potrwa. Przynajmniej z mojej strony.
-Nie jestem twoją marionetką ani też dzieckiem więc przestań mną w końcu dyrygować.- zbulwersowałam się wstając z miejsca i idąc w tłum tańczących ludzi. Nie myślałam długo nad tym co robię, po prostu robiłam ale w tej kwestii to było chyba dobre posunięcie.
-Stój.-usłyszałam głos Harrego ale kiedy spojrzałam za siebie na moje szczęście nie zauważyłam nikogo znajomego, nikogo kto mógłby być nim. Miałam go już serdecznie dość więc postanowiłam, że teraz będę inna. Już nie będę siedzieć cicho kiedy on mi tak rozkaże. Już nie będę tą samą Joelą Poolow. Już nie będzie tak samo. Tamta Jo to przeszłość, chyba…
-Przepraszam, gdzie jest toaleta?- zapytałam gościa przy barze.
-Zaraz obok wyjścia po prawej stronie.- uśmiechnął się do mnie sprawiając, że od razu się zmyłam z jego zasięgu pola widzenia. Tutaj ludzie byli dziwni, inni. Bardziej niebezpieczni i napaleni i to było w tym wszystkim bardzo przerażające.
Gdy tylko znalazłam się w toalecie stanęłam przed lustrem próbując trochę ochłonąć. Ściągnęłam z lewej ręki gumkę do włosów i związałam je w luźnego koka.
-Uf, tak o wiele lepiej.- powiedziałam do siebie z ulgą. Dobrze, że zawsze miałam przy sobie zapasowe gumki. Wiem, zabrzmiało to bardzo podejrzanie i głupio ale inaczej chyba nie mogło.
Oglądnęłam się ostatni raz w lusterku po czym wyszłam z łazienki rozglądając się po zatłoczonym klubie.
-Witam ślicznotko.- Kogoś ręce owinęły się wokół mojej tali i ten głos? Nie miałam pojęcia kto to był. zaczęłam panikować ale w końcu obróciłam w jego stronę twarz. Jego ręce powędrowały do kieszeń czarnych spodni. Miał rozwalone włosy na wszystkie strony, ciemny blondyn. Oczy były niemal czarne, a uśmiech jakiś podejrzany. To brzmi tandetnie, ale od kiedy Harry pojawił się w moim życiu to dla mnie wszystko jest podejrzane.
-Kim jesteś?- zapytałam go, uważnie przyglądając się jego twarzy.
-Mówią na mnie Lion.-Powiedział z powagą na co ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Serio? Serio Lion? Już lepszego przezwiska nie było? Jeśli chciał mnie poderwać to mógł wymyślić coś mniej ośmieszającego się.
-Z czego rżysz?- spojrzał na mnie krzyżując swoje ręce.
-Zabawne przezwisko.- stwierdziłam nadal się śmiejąc. Nawet nie zdążyłam połapać się co jest grane bo szanowny Pan Lion przygniótł moje ciało swoim do ściany tak mocno, iż nie było nawet mowy o najmniejszym ruchu a co dopiero o wydostaniu się z jego zawziętych szponów.
-Słyszałem, że jesteś koleżanką Stylesa.- Powiedział śmiejąc mi się w twarz. Dobra, okay był przystojny, fajnie ubrany ale jego oddech? On zapomniał co to jest szczotka do zębów i pasta. To było dość nieprzyjemne doświadczenie stać tak blisko tego człowieka.
-Uhm…- nie mogłam wydusić z siebie słowa bo kiedy tylko próbowałam coś powiedzieć jego powietrze uderzało w moje usta a ten nieprzyjemny zapach roznosił się w moim gardle.
-Co odjęło ci mowę? Mówię o Harrym Stylesie i sądzę, że dobrze go znasz.- zaśmiał się głupkowato. W sumie to mogłam się domyślić, że obaj się znają bo największy idiota zawsze zna drugiego z największych idiotów.
-Odśwież sobie usta to pogadamy.-parsknęłam krzywiąc twarz w zupełnym niesmaku kiedy praz kolejny Lion dmuchnął we mnie swoim nieświeżym powietrzem.
-Widzę, że Harrego kręcą pyskate.- jego twarz zawzięcie wpatrywała się w moją. Koleś serio odsuń się ode mnie bo się uduszę, do cholery gdzie jest ten debil kiedy najbardziej go potrzebuje…
-A ciebie zajęte?- bardziej stwierdziłam niż zapytałam, ale widziałam iż na jego twarzy formuję się kolejny uśmiech zadowolenia.
-Więc jesteś kolejną zabawką Stylesa?
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo jego odór z ust wypełnił moje nozdrza, a mdłości wzięły górą. Może milczenie będzie dla mnie lepszym rozwiązaniem? Hm, chyba najlepszym. A tak a propos, wiadomo, że nie byłam jego dziewczyną ale nie chciałam żeby mi ten koleś zrobił jakąś krzywdę więc wolałam powiedzieć, że jestem z nim ale teraz do końca nie wiem czy było to dobrym pomysłem.
-Teraz będziesz milczeć? Uraziłem cię czy co?- zapytał marszcząc brwi a ja tylko błagałam w duchu żeby nie otwierał więcej tej paszczy.
-Co ty kurwa robisz Lion?- zaśmiał się jakiś mężczyzna który staną przed nami. Jego głowa przechyliła się w bok a oczy powędrowały na mnie. Na jego ustach uformował się chytry uśmieszek.
-Szefie ta laska się obraziła.- Lion zaśmiał się po raz kolejny. Drwił ze mnie jak nigdy.
-To ta nowa zabawka Stylesa, prawda?- podniósł dłoń w stronę mojej twarzy głaszcząc mój policzek. Zdawało mi się, że mam do czynienia z jakimś pedofilem i to nie na żarty.
-Nie jestem kurwa żadną zabawką.- zaprzeczyłam nie wahając się ani chwili co było chyba największym błędem jaki kiedykolwiek popełniłam.
Nie minęła sekunda a moja warga była pokryta krwią, ból który mnie przeszywał był niedopisania. Taki sam popapraniec jak Harry. Witajcie w świecie Jo.
-Tak się traktuje takie szmaty.- jego pięść ponownie wylądowała na mojej twarzy. Ty razem jego uderzenie automatycznie powaliło mnie na ziemie a przed moimi oczami pojawiła się ciemność. Ciemność nie do opisania. Wszystko co mi w danej chwili towarzyszyło było wręcz niepojęte. Czułam ból pod okiem, a moje poszkodowane usta przechodziły istną torturę. Jo, a więc zachciało ci się bycia odważną? to teraz cierp bo masz najwidoczniej przesrane. To były ostatnie słowa które podsunął mi umysł…

***
-Co z nią zrobisz?
-Jeszcze nie wiem, ale on w końcu pożałuje, że kiedykolwiek próbował ze mną zadrzeć. On i jego cała zgraja nie są nic warci ale jeśli to jest naprawdę jego dziewczyna to będzie musiał tu przyjść. Tylko nie jestem pewny czy kiedy tu przybędzie to zastanie ją jeszcze w świecie żywych.- zaśmiał się twardy głos który zdążyłam dobrze zapamiętać. To był ten szef? Ten mężczyzna. Otworzyłam powieki dostrzegając, że leżę na jakimś starym materacu, ściany były pokryte pleśnią a wszystko wokoło było powywracane. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduję ale wiedziałam tylko jedno, że jest źle i to bardzo źle. Tak źle, że aż tragicznie. 
Głosy które dobiegały z pomieszczenia obok mówiły o mnie, a co najważniejsze o mojej śmierci. Chciałam żyć, no do cholery siedemnaście lat to nie czas żeby umierać a już na pewno nie z ręki kogoś takiego jak oni.
-Harry mnie nie wyciągnie z tego bagna, on mnie nienawidzi.- nie chciałam płakać i postanowiłam też, że nie będę tego robić. To było cholernie trudne ale jeszcze bardziej trudniejsze było to, że moje życie zeszło na tak złą drużkę. Byłam zwykłą nastolatką a moim jedynym problemem było to, że jeden raz spóźniłam się na lekcje i zaledwie dwa razy dostałam pałę z fizyki. A teraz? Teraz moim problemem był Harry. Problemem było to, że musiałam się martwić o własne życie. Kolejny problem to taki, że moi rodzice coraz częściej zaczynali mieć powód aby we mnie wątpić. Moje całe życie składało się z problemów. Gdzie ja jestem? Jak ja się tu znalazłam? Czy wyjdę stąd żywa? Miałam tak dużo pytań a zero odpowiedzi.
-Nasza dziecinka się już obudziła.- ucieszył się Lion wchodząc do mojej klitki. Szczerze mówiąc to ten chłopak mnie śmieszył. Zachowywał się jak nieudacznik i chyba nim był. Ale skoro był fajtłapą to po co by go tu trzymali?
-I co w związku z tym?- zagadnęłam wpatrując się w niego jak w totalnego osła…

Z perspektywy Harrego;

-Gdzie ona jest?- zapytałem po raz kolejny bramkarza który nosił imię Peter. Patrzył na mnie niepewnie najwidoczniej bojąc się puścić parę z ust. Co on sobie kurwa myślał? Co oni wszyscy sobie myśleli? -Mów albo jutro nie będzie cię już na tym świecie.- zagroziłem mu na co zmarszczył brwi.
-Wyszła ze Stivem i jego bandą.- odpowiedział próbując być obojętnym a we mnie momentalnie zagotowała się krew. Nie mogłam wyjść z nim, nie mogła.
-Wyszła z nim?- zapytał zdziwiony Sam.
-Raczej została wyniesiona.- sprostował po chwili Peter. Jest kurwa pomiędzy tym różnica.
-Zabiję skurwysyna.- splunąłem na głos wychodząc ze siebie.-Zabiję ich wszystkich! Przysięgam, powystrzelam jak kaczki.
-Jak myślicie gdzie ją przetrzymują?- zapytał James spoglądając na wszystkich po kolei.
-Pewnie tam gdzie zawsze.- uśmiechnąłem się z dumą po czym wsiadłem do mojego auta. Spojrzałem w lusterko dostrzegając, że chłopaki także ruszają za mną autami.
Ruszyłem w stronę garażów aby zabrać potrzebną nam broń.
Zatrzymałem się z piskiem opon zaraz przy jednym z nich, otworzyłem żelazne drzwi kierując się do schowka ze sprzętem.
-My weźmiemy resztę.- szturchnął mnie Sam aby się odsunął. Podbiegłem do auta pakując potrzebne rzeczy. Zauważyłem, że chłopaki są już w wozie Maxa a on sam za kierownicą. Postanowiłem dłużej nie zwlekać i ruszyłem w drogę. Wiedziałem jedno, tego dnia poleje się krew i będzie jej sporo…

*
Mam do was małą prośbę!
Proszę WSZYSTKICH o zostawienie komentarza pod tym rozdziałem. Chcę sprawdzić ile osób czyta Monster’a. Ponieważ do zakładki  „INFORMOWANI” wpisało się aż 105 osób a komentuje zaledwie 20.
Wspominaliście też, że czcionka nie jest dla was za wygodna więc od teraz będę pisać inną :)

Założyłam też nowego ask’a: http://ask.fm/Patricila !

Możecie także zadawać pytania Jo i Harremu: http://ask.fm/JoPoolow http://ask.fm/MonsterSyles




czwartek, 18 lipca 2013

Nine

 -Zostaw mnie do cholery. Harry! Postaw mnie na ziemi... Ty skończony kretynie! -Zaczęłam się nachalnie wyrywać temu typkowi zdając sobie sprawęże on ma mnie całkowicie w dupie. Jego usta nie odrywały się od moich, przyssał się do mnie w nieodwracalny sposób. Dłonie Harrego co chwila lądowały na moim tyłku niemiłosiernie go ściskając. Zaczęłam wymachiwać rękoma odpychając go od siebie ale on był tym kompletnie nie wzruszony. Co za skurwiel.
-Niegrzeczna...- zamrucza
ł wzdychając w dość głęboki sposób. Ale nadal nie przestawał. W końcu ja też odpuściłam pozostając prawie w bez ruchu pomijając oddechy które brałam co sekundę na wynik jego natarczywości. Zauważyłam, że podnosi swój wzrok na mnie a jego ruchy ograniczają się do zera, przerwał wszystko co miało przed chwilą miejsce. W pewnym rodzaju przeszła przeze mnie ulga ale spodziewałam sięże knuje w tym swoim umyśle coś bardziej histerycznego dla mojej głowy.
-Czemu przesta
łaś?- Wyparował mrużąc oczy i badając wyraz mojej twarzy.
-Co przesta
łam?- Odezwałam się po chwili z ogłupiałą miną. A tego co znów ugryzło?
-Ju
ż sie nie szamotasz ani nie krzyczysz, czemu?- Ponownie zmrużył oczy bacznie mnie obserwując. On serio musiał mieć poważnie uszkodzony mózg. Myślałam, że dla niego to będzie kolejny powód do radości, iż zaprzestałam wszystkim moim wulgarnością, a on miał jeszcze pretensje? Poważnie?
-Przesta
łam bo nie mam już siły do ciebie. Zresztą co cię to interesuje?- Warknęłam spoglądając na jego twarz. Jego mimika była nieodgadniona, przynajmniej jak dla mnie. Patrzył na mnie obojętnym wzrokiem ale też w pewnym sensie w jego oczach widziałam zaciekawienie. To było dość dziwne.
-Interesuje bo wol
ę jak się wyrywasz dziwko.- na jego twarzy pojawił sie chciwy uśmiech za to na mojej wyraz pełnego obrzydzenia.
-Jeste
ś chory, wiesz?- bardziej stwierdziłam niż zapytałam ale w tej chwili było mi wszystko obojętne.
-Wi
ęc twierdzisz, że chorzy cię pociągają?- Zaśmiał mi się prosto w twarz. Kolejne bzdety w jego wersji.
-Nigdy nie powiedzia
łam, że mnie pociągasz!- oburzyłam sie na jego słowa. To prawda myślałam nad tym czy on przypadkiem mnie w jakiś sposób nie interesuje, nie wabi. Ale nigdy nie powiedziałam tego na glos, nigdy!
-Nie musia
łaś tego mówić, wystarczy, że widzę te pożądanie w twoich oczach słoneczko.- Prychnął pewnym głosem łapiąc mnie w talii i odstawiając moje ciało na ziemie. Byłam trochę zszokowana nie tylko tym, że mogłam swobodnie się poruszać nie będąc w jego ramionach ale byłam też zdziwiona jego słowami lecz nie chciałam o tym myśleć, przynajmniej nie teraz.
-Pierdolni
ęty człowiek...- syknęłam obracająsię do niego tyłem i idąc przed siebie. Po chwili poczułam silne dłonie które zaczęły mnie mocno przypierać do ściany. Dzieliły nas zaledwie milimetry a jego oddech był tak ciężki, że czułam go na własnych ustach. W tej chwili mogłam się przyznać, bałam się widząc tą jego złość i potęgę w oczach.
-Mówi
łaś coś, czy się przesłyszałem?- Warknął mi prosto w usta a ja momentalnie zadrżałam.
-Harry to boli...- j
ęknęłam kiedy jego dłonie zaczęły z większą mocą ściskać moje ramiona.
-Nie obchodzi mnie to kurwa, 
że cię boli. Posłuchaj mnie lepiej i zrób to uważnie. Nie będę się dłużej z tobą pieprzył...jeszcze jedno takie słowo w moją stronę a skrócę twoje piękne życie o bardzo długi czas. Więc zamknij ryj i siedź cicho.

We
źcie mnie od niego. Weźcie mnie od tego mordercy, od tego bezdusznego człowieka, od tego potwora. On chciał wszystko i dostawał wszystko. Nie chciałam...nie chciałam aby dostał mnie, aby dostał to, że pozwolę mu na wszystko. Co jest najgorsze? Najgorsze jest to, że ja nie wiem czego on ode mnie oczekuje...czego on ode mnie chce.
-Mog
ę o coś zapytać?- Mój głos drżał ale postanowiłam nie rezygnować mimo wszytko.
-Huh?
-Czego ode mnie chcesz?- Za
łkałam cichutko ale próbowałam tego nie pokazywać, próbowałam być twarda jak cholera. Ale kiedy jedna łza spłynęła po moim policzku to uświadomiłam sobie, że ja chyba nawet nie wiem co to jest twardość i jak tego używać. Niech to diabli.
-S
łoneczko, jeszcze niedługo będziesz błagała abym nie odchodził.- Jego oddech się ustabilizował. Po chwili oderwał ode mnie swoje ciało i zaczął zamierzać w kierunku schodów. Wpatrywałam się w jego sylwetkę która szybkimi ruchami przemieszczała się ku górze wybiegając po schodach.
Nigdy mi nie dawa
ł konkretnej odpowiedzi na moje pytania, odpowiadał tak, że jeszcze bardziej komplikował potok moich myśli. Do tego Przerażał mnie fakt, że u mnie w domu zaczął czuć się jak we własnym mieszkaniu, a to chyba nie było bezpieczne dla mnie i nie tylko. Z mojej karuzeli myśli którą miałam w głowie wybudziło mnie burczenie brzucha. Przez te cale zamieszanie nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mój organizm potrzebuje jakiegoś posiłku. W sumie nie dziwiłam się mu, że wydaje takie odgłosy skoro od samego rana zjadłam tylko jabłko oraz chipsy którymi poczęstowali mnie znajomi Harrego, a to raczej nie był normalny posiłek. Podążyłam w stronę blatu kuchennego wyciągając z kredensu świeży chleb. Zrobiłam sobie cztery kromki smarując je masłem orzechowym od razu czułam się jak w siódmym niebie. Przeczekałam w kuchni jeszcze jakieś dziesięć minut nasłuchując czy z góry nie dochodzą jakieś odgłosy, ku mojemu zdziwieniu do moich uszu nic nie dochodziło, sama cisza. Trochę się z tym zbierałam aby w końcu wstać i tam pójść ale po jakimś czasie się odważyłam.
Kiedy znalaz
łam się na górze zauważyłam, że drzwi do mojego pokoju są lekko uchylone a światło zaświecone. Weszłam do środka spodziewając się tego, że zastane tam Harrego, lecz pokój był pusty. Spojrzałam przed siebie, drzwi od tarasu były otwarte nie zastanawiając się dłużej co mam zrobić wyszłam na zimne powietrze spotykając się po raz kolejny z totalną pustką. Czyli musiał wyjść przez taras. Wróciłam z powrotem do pomieszczenia rozglądając się po mojej sypialni i dokładnie wtedy dojrzałam skrawek papieru który leżał na mojej szafce nocnej. Usiadłam na Kancie łóżka i chwyciłam kartkę w dłoń penetrując oczami co się na niej znajduje.
'Przyjad
ę po ciebie o północy, wyjdziemy przez taras. Nie martw się twój staruszek się na pewno nie dowie. Do zobaczenia potem, słoneczko :):):)'
Pierwsze pytanie które nasun
ął mi umysł to GDZIE ON CHCE MNIE ZABRAĆ!?
on jest normalny? Nie!
Zdecydowanie nie.
Oszalał!
Po prostu oszalał, przecież mam szlaban, nie mogę wychodzić z domu w ogóle. A już na pewno nie o tej godzinie i nie z takim człowiekiem jakim jest Harry. Czy moje życie już zawsze będzie tak wyglądać? Zawsze będę się bać kolejnych minut swojego życia. Zawsze będę stawiać wszystko pod znakiem zapytania? Czy już nigdy nie będę wieść mojego spokojnego, poukładanego życia? Bez Harrego, bez przestępstw, a przede wszystkim bez obawy o własne zdrowie.
To niedopuszczalne.
Zdecydowanie niedopuszczalne.
Zmi
ęłam kartkę papieru targając ja na kilka drobnych kwadracików i wrzucając do kosza. Położyłam się na łóżku owijając soje ciało ciasno kocem. 

***
-Jo? Jo! Jeste
ś tutaj bo jeśli nie...- Moja mama wskoczyła do mojego pokoju jak burza spoglądając na mnie z ulgą.
-Co się dzieje? -Skrzywi
łam się pocierając mechanicznie zaspane oczy. A wiec musiałam zasnąć...
-Nic się nie dzieje. Po prostu my
ślałam, że nie stosujesz się do swojej kary i gdzieś się włóczysz mimo zakazu.- Powiedziała spokojnym tonem.
-Jak wida
ć to stosuje się do twojej kary i nigdzie się nie włóczę.- Syknęłam chłodno na co moja matka automatycznie zmarszczyła brwi.
-Nie takim tonem! Zas
łużyłaś na to więc nie pyskuj.- krzyknęła w moja stronę i z prędkością huraganu wybiegła z mojego pokoju.
-Ugh, nienawidz
ę cię.- Szepnęłam do siebie. Czy ona musiała być taką nieznośną matką? To nie miało znaczenia co ja robię i tak przez całżycie dla niej będę jedynie kłopotem, zawsze byłam i zawsze będę.
Spojrza
łam na zegarek który pokazywał dwudziestą drugą trzydzieści trzy. Woah, wróciła z pracy jeszcze później niż zazwyczaj.
Zabra
łam ze sobą świeżą bieliznę i ruszyłam w stronę łazienki. Napełniłam wannę wrząca wodą, tak jak robiłam to zazwyczaj i wskoczyłam do środka z początku krzywiąc twarz z powodu gorącej wody ale minęło kilka minut i moje ciało zaczynało się przyzwyczajać do wysokiej temperatury. Po pewnym czasie poczułam tak zwane ukojenie i pewien rodzaj spokoju więc postanowiłam wyjść zanim woda coraz bardziej się oziębi. Osuszyłam swoje ciało ręcznikiem po czym wcisnęłam na tyłek majtki i założyłam biustonosz. Kiedy wysuszyłam swoje włosy postanowiłam pozostawić je naturalnie rozpuszczone bez żadnego prostowania ani też kręcenia, zrobiłam od razu lekki makijaż i weszłam do pokoju w samej bieliźnie kierując się w stronę szafy.
-Bo
że, nie mam ubrań.- skrzywiłam się spoglądając na zawartość szafy. Tsa, była pełna ale ja i tak nie miałam pojęcia co na siebie włożyć.
-Mo
żesz zostać w tym czym jesteś, mnie się podoba.
Kiedy us
łyszałam głos za sobą od razu podskoczyłam z przerażenia widząc, że na moim łóżku leży rozwalony Harry który spogląda na mnie z pożądaniem.
-Wyjd
ź!- Pisnęłam sięgając szybko do szafy i wyjmując z niej brzoskwiniowe spodnie i z niewyobrażalną prędkością wciskając je na tyłek. Nie zastanawiając się dłużej sięgnęłam po białą bluzkę z trzy czwartym rękawkiem i przeciągnęłam ją przez głowę.
-Woah, pe
łen podziw dla ciebie szybka jesteś.-Zaśmiał się obserwując mój strój.-Przyszedłem trochę wcześniej ale to nawet dobrze bo widzęże przygotowałaś dla mnie mini przedstawienie. Ale okay, jak już jesteś gotowa to chodźmy.-Skończył swoją dziecinną paplaninę wstając i chwytając mnie za nadgarstek jak to zawsze robił. Po prostu brak jakiejkolwiek prywatności i manier. Zdążyłam jeszcze sięgnąć po mojego iPhona który leżał na biurku i już po chwili zostałam brutalnie pociągnięta w stronę schodów które prowadziły z tarasu do mojego ogrodu. W sumie to nigdy nie myślałam, że mogę wymykać się w ten sposób z domu. Hm, to pewnie dlatego, że ja nigdy nie miałam takiej potrzeby wymykania się z niego!
kiedy tylko wsiedli
śmy do Land Rovera Harrego, moje dłonie zaczęły się trząść jak galareta.
-Jezu, nie sikaj w gatki s
łoneczko. Odwiozę cię zanim twoi rodzice się pokapująże gdziekolwiek wyszłaś.- Popatrzył na mnie szkaradnym wzrokiem.
-Bardziej obawiam si
ę tego gdzie mnie zabierasz, a nie reakcji moich rodziców kiedy nie zastaną swojej córki w łóżku. Choć to też wydaję się być straszną wizją, nie mogę zaprzeczyć.- odpowiedziałam zrezygnowana właśnie tak się czując...

 Z perspektywy Harrego;

-Wow. Robisz postępy dziewczyno. Wypowiedziałaś w moim kierunku dwa zdania prawie w ogóle się nie jąkając i nie sikając w portki. Jestem z ciebie dumny.- Zaśmiałem się widząc jak jej mina zrzedła kiedy usłyszała moje pewne słowa.
-To nie jest śmieszne.- Powiedziała a odwaga ją nieco opuściła. Zauważyłem kantem oka, że spuszcza swoją głowę w dół i wpatruję się w swoje ręce które zaczęły ponownie się trząść z nerwów, co za głupi zwyczaj.
-A ja uważam, że wszystko co jest związane z tobą jest śmieszne. Dla mnie każdy twój ruch jest zniewalająco śmieszny.- Parsknąłem wpatrując się w pustą drogę przede mną która była oświetlona przez latarnie przy drodze.
-Czemu tak uważasz?- Jej brwi się zmarszczyły a twarz automatycznie posmutniała. Ugh, ta dziewczyna była tak cholernie wrażliwa, wszystko ją dotykało po prostu wszystko.
-No popatrz na siebie, jesteś chodzącą niedorajdą.- Ponownie się zaśmiałem a na jej twarzy ukazało się zmieszanie. Ale właśnie o to mi chodziło, chciałem żeby jeszcze bardziej cierpiała. Myślęże mam dużo czasu aby wyrządzić jej tyle krzywdy ile sprawił mi jej ojciec odbierajążycie mojemu bratu.
-Czemu tak mówisz?- Załkała cicho i wtedy właśnie zobaczyłem, że ociera spływające łzy po policzku. Płakała. Miałem być z siebie dumny, że doprowadziłem ją do takiego stanu ale coś mnie ugryzło, coś mnie gryzłżebym przeprosił. Nie, przeprosić? Serio? W moim życiu nie istnieje takie słowo jak „przepraszam”, jest jedynie spierdalaj.
-Przecież tylko żartowałem, a ty znów ryczysz.- Musiałem jakoś zareagować gdyż nie chciałem aby wyszła z mojego auta wyglądając jak jakiś wrak.

-Nieważne.-Zaskomlała cicho pod nosem i otarła ostatnie łzy z twarzy.
Serio? Mam wyrazić swoje zdanie w tej chwili, tak na poważnie? To ta dziewczyna była… nieznośna, wkurzająca, irytująca do granic jakich jeszcze nikt przy mnie nie przekroczył. Mogłem wymieniać tak przez kolejne godziny ale zbliżaliśmy się do klubu.
-Idziemy na imprezę? -Zapytała Jo wyglądając za okno.
-Yeah-Przytaknąłem wpatrując się w nietrzeźwych ludzi wychodzących z budynku.
-Ugh, super.-Jęknęła otulając się własnymi rękoma i wpatrując się nadal w szybę.
-Coś ci nie pasuje?- Warknąłem gdyż ta dziewczyna podnosiła mi ciśnienie do ogromnych granic. Zawsze musiała mieć jakieś ALE.
-Nie, wszystko gra.- Powiedziała pewnym głosem po czym otworzyła szybko drzwi wychodząc z auta i zatrzaskując je za sobą. No ludzie powaga, ta dziewczyna chyba miała codziennie okres, jeśli jest to możliwe. Prychnąłem na głos zdając sobie sprawę z tego jakie głupoty chodzą mi po głowie. Zobaczyłem, że ta mała zdzira idzie w stronę wejścia. Wyszedłem z auta zamykając je za sobą i biegnąć w jej stronę.
-Wolniej.-Syknąłem i uśmiechnąłem się z dumą kiedy zauważyłem, że Jo dorównuje mi kroku.
Pociągnąłem ją za nadgarstek i przyśpieszyłem kroku stojąc przy wejściowych drzwiach.
-Jak jest Styles? -Przywitał się jeden z bramkarzy o imieniu Peter a po chwili dołączył się do niego drugi, Bob.
-Widzieliście może Sama?- Zapytałem przepychając się przez kolejkę ludzi którzy posyłali w moją stronę groźne spojrzenia i komentarze pełne wulgaryzmu, ja tylko uśmiechałem się w ich stronę. Miałem to w dupie. Jestem Harry, nie muszę czekać w kolejkach suki.
-Taa, widzieliśmy wszystkich przyszli tu jakąś godzinę temu.- Podniósł głos Peter tak abym mógł go usłyszeć, ponieważ tłum ludzi zagłuszyłby odpowiedź zwykłych tonów. Nie przedłużając dłużej tej konwersacji skinąłem mu tylko głową i wszedłem do środka targając za sobą bezuczuciowo Jo. Ruszyłem w stronę miejsca w którym zawsze przesiadywała nasza paczka. Już w oddali zauważyłem chłopaków którzy też namierzyli mnie wzrokiem. Siedzieli na kanapach w samym koncie popijając alkohol. Ścisnąłem nadgarstek Jo jeszcze silniej na co lekko pisnęła.
-Zamknij się.-Splunąłem odwracając do niej głowę a po chwili dalej idąc przed siebie.
-Milutki jak zawsze.- Szepnęła pod nosem z myśląże tego nie usłyszę. Kiedy miałem to skomentować, zorientowałem się, iż jesteśmy już przy stoliku.
-Cześć ślicznotko.- Przywitał się Max ukazując rząd białych zębów. Spojrzałem na Jo i zauważyłem, że spuszcza głowę w dół a jej policzki się czerwienią. Kurwa serio?
-Co się tak patrzysz?- Warknąłem w stronę Maxa zauważając, że na jego twarzy dalej widnieje spory banan. W końcu postanowił oderwać wzrok od Jo i na mnie spojrzeć.
-Co?- Chłopak zmarszczył brwi przyglądając mi się uważnie.
-Nie rób ze mnie głupka. Nie patrz się tak na nią, kurwa.- Syknąłem rozwścieczony.
-To chyba nie twoja dziewczyna, zgadza się Styles?- Popatrzył na mnie obojętne wyczekując mojej odpowiedzi którą dobrze znał. Przed przyjściem chłopaków upewniałem ich twardo, że ta zdzira nie jest moją dziewczyną tylko kolejną wywłoką. Ale nic mnie to nie obchodziło, ten gnój nie mógł się na nią tak patrzeć, nie mógł i koniec.
-Nie, nie jest moją dziewczyną ale to nie oznacza, że możesz się na nią gapić jak na jakieś mięso, zrozumiano?- Zapytałem srogo odpychając go od siebie. Tego nie dało się opisać w jakim stanie byłem, po prostu się nie dało. Spojrzałem na Jo która patrzyła na mnie z lekko rozchylonymi ustami i nieco szerzej otworzonymi powiekami. Skrzywiłem się w jej stronę dając jej tym znać aby i ona nie wyprowadzała mnie z równowagi…
*
To jest ostatni rozdział przed moim kolejnym wakacyjnym wyjazdem : )

Jak macie jakieś pytania to śmiało : http://ask.fm/Patricila